Dzień był taki piękny... Zachciało mi się iść na polowanie. Zabrałam
wszystkie potrzebne rzeczy w tym mój Diamentowy Miecz na wszelki
wypadek. Szedłem akurat polną ścieżką i już miałem wejść do lasu gdy
nagle ktoś mnie zaatakował od tyłu. Całym swoim ciężarem prawie że upadłem na grzbiet jednak w ułamku sekundy uniosłem się w postaci orła by dostrzec przeciwnika i go zaatakować. Zanurkowałem, ale uświadomiłem sobie że to niepewna wadera
bojąca się że idę ją skrzywdzić. Zmieniłem się w swoją pierwotną postać.
Uśmiechnąłem się do niej i ona odwzajemniła uśmiech. Lecz nagle uciekła
wzrokiem.
- Hej. - zacząłem rozmowę. Spodziewałem się że nic nie odpowie. - Jestem
Zero. A ty zapewne Willow, która uwielbia książki. Mam rację? -
nacisnąłem trochę by choć wypowiedziała jedno zdanko. Spojrzała się na
mnie szczerze.
- Skąd wiesz? - spytała zaszokowana. Zaśmiałem się cicho. - Nie śmiej się ze mnie! - warknęła.
- Spokojnie! - krzyknąłem tonem co najmniej śmiesznym.
- To z czego się tak rżysz?
- Z tego że każdy mnie pyta: <Skąd wiesz?> albo: <A...Ale
jak?>. Nadal sam nie mogę w to uwierzyć mimo że mam to coś od
urodzenia. - wyjaśniłem. - Jesteś nowa. Wiem. Idę właśnie na polowanie.
Może chcesz się wybrać ze mną? - podpytałem szybko i z resztą skutecznie
zmieniając temat.
- No dobra. - rzekła po czym zaburczał jej brzuch.
~ Po polowaniu. ~
Położyłem jej sarnę na ściętym na kształt stołu drzewie. Zjadła ją szybko.
- Kim jesteś w tej watasze? - podpytała z pełnym pyskiem.
- Obrońcą hierarchii. - rzuciłem przyjaźnie.
- Ja szpiegiem. - wyprzedziła moje pytanie. Ściemniało się. Nadszedł czas na pożegnanie. - No to do...
- Jutra? - dokończyłem.
- Tak. Chyba tak. - zaśmiała się. - Przyjacielu. - po czym dodała i w
wyśmienitych nastrojach się rozeszliśmy. Klapnąłem ciężko na kanapę po
czym ospale westchnąłem. W zatrważającym szybkim tempie zasnąłem.
~Sen.~
- Zero! - krzyknęła Yutoki. Odwróciłem się gwałtownie i jednocześnie
zadając śmiertelny cios mojemu wrogowi. Podbiegłem do niej rzucając mój
miecz na ziemię.
- Myślałem że mnie zostawiłaś. Tak na zawsze. - łza pociekła mi po
policzku. Wtem cicho się zaśmiała po czym usłyszałem wojowniczy krzyk
jej konkubenta.
- Żegnaj, na zawsze Zerusiu... - rzekła pogardliwie po czym poczułem
straszny ból... Zdążyłem tylko się odwrócić i stanąć na dwóch łapach i w
tej samej chwili wydłubać oko wilczurowi. Upadłem z mieczem w boku.
Mocno krwawiłem. Miałem zamknąć oczy gdy nagle zjawił się mój tata,
który kiedyś był medykiem. Złapał mnie za głowę i coś zaczął ze mną
robić. Straciłem przytomność.
~Koniec snu.~
- Zero! Zero! - krzyknęła Willow. Otworzyłem swoje zaspane powieki... -
No, śpiochu! Krzyczałeś przez sen. Czy wszystko jest ok? - spytała.
Pokiwałem twierdząco głową.
Willow?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz