9 sierpnia 2017

Nieobecność!

Shane zgłasza nieobecność do końca sierpnia.

4 sierpnia 2017

Od Amor -Cd. Avem

- O KURWA!! - zawołałam. Mój wrzask rozniósł się po okolicy.
- Jesteśmy w dupie. - rzekła Avem.
- I to jak. - stwierdziłam. Wyjęłam miecze i rzuciłam się do ataku. Cięłam odnóża tego stwora jakby to było masło. Bardzo obślizgłe masło. Nevermind. W każdym bądź razie walka była cholernie monotonna. Starałam się nie wpaść w pajęcze sieci, co było nielada wyzwaniem. Po jakimś czasie pająk padł martwy na ziemię.
- Uff.. było blisko. - stwierdziła Avem. Pokiwałam głową.
- Nigdy więcej. - rzekłam do towarzyszki.
- Czemu cały czas uganiasz się za potworami? - zapytała lekko zdziwiona.
- Lubię zastrzyk adrenaliny. - stwierdziłam. - Ale jednak czasami przesadzam. - dodałam. Avem przytaknęła.
- No to jak spędzimy resztę dnia? - zapytała.
- Hmm.. w mieście będzie niezła imprezka. Może wybierzemy się tam, kupimy ciuszki i zabalujemy? Przedstawię ci od razu mojego nowego partnera. Well. Ja stawiam wszystko. - zadeklarowałam.
- W sumie. Wycieczka do miasta to spoko opcja. - stwierdziła wadera.
- No to w drogę. - powiedziałam kierując się w stronę miasta.  Kiedy dotarłyśmy praktycznie na miejsce zmieniłyśmy się w swoje ludzkie formy. Miasto było takie jak zawsze, no może poza tym iż było więdzej ludzi przechadzających się ulicami miasta. Weszłyśmy do restauracji.
- No to może najpierw coś zjedzmy? - zaproponowałam.
< Avem?>

Od Amor -Cd. Shane

- Queer! Ogarnij dupę! - zawołałam do basiora. Ten zaśmiał się pod nosem i odszedł. 
- Spokoojnie. - dodał na odchodne. Westchnęłam cicho. 
- No to co idziemy na ten spacer? - zapytałam. Shane zmienił się w człowieka i wybraliśmy się na spacer po mieście. Metropolia nocą prezentowała się powalająco. Ogromna ilość świateł bijących z okien mieszkań oraz lamp ulicznych. Ruch się zmniejszył. Po zmroku niewiele osób ma odwagę wyjść z domu. Nie dziwno, wokoło roi się od rabusiów oraz przestępców. Usiadłam na ławce w parku. Po chwili Shane opuścił mnie na chwilę by zakupić lody. Było ciemno i cicho, żadnej żywej duszy. Nagle słysze dziwne sapanie. Myślę: Może to Shane?
- Shane! Tak szybko wróciłeś? - zapytałam. Odpowiedzi brak. W tem w oddali zauważyłam postać w czarnym kapturze. Nie mogłam dostrzec jakiej był płci, było za ciemno. Zbliżał się do mnie, z każdym jego krokiem popadałam w obłęd. Szybko otrząsnęłam się i przygotowałam się do możliwego starcia. Kiedy już był blisko mogłam dostrzec w jego ręku broń. Szybko wstałam z ławki i rzuciłam się na oprycha. Stawiał opór, jednakże szybko powaliłam go na ziemię i uśpłam. Ciało skitrałam pod ławką. Muszę przyznać, że to było bardzo inteligentne.
- Co się stało? - zapytał Shane.
< Shane?>

1 sierpnia 2017

Od Shane'a -Cd. Amor

Nie należę do tych osób które jawnie pokazują swoje emocje. Kiedy Amor się zgodziła byłem szczęśliwy jednak stać mnie było na łobuzerski uśmiech. Nie byłem pewny czy kiedykolwiek będę w stanie się przed nią otworzyć. Dziewczyna zaczęła temat wybudowania ogromnej stajni. Tak czułem jeden magiczny konik to dla księżniczki za mało. Wsiadłem do auta i odjechałem. Gdy zaparkowałem zgasiłem silnik i oparłem głowę o zagłówek. Zamknąłem oczy i myślałem chwilę o wszystkim i o niczym do momenty kiedy Kurama nie zabrał głosu.
~~W co ty się pakujesz Shane .. chcesz też aby była kolejną ofiarą ?
~Nie .. chce wreszcie normalnie żyć ..
~~Twoje życie nigdy nie było normalne masz ponad setkę na karku a nadal jesteś tak samo naiwny jak za szczenięcych lat.
~Skąd możesz to wiedzieć ?
~~Znam Cię .. tylko ty i ja tworzymy jedność .. jestem tobą a ty mną .. cały czas bawisz się w bycie kimś innym .. jesteś DEMONEM,POTWOREM,MORDERCĄ
~NIE JESTEM !!
~~Nie oszukuj siebie .. ani mnie .. ona też widzi to ..
~Gdyby tak było nie dała by mi szansy
~~Prędzej czy później nas pozna a ty będziesz musiał ją zabić rozumiesz !1 tak jak zrobiłeś to już kilkakrotnie.
Urwałem dyskusję i wysiadłem z auta po czym poszedłem do Amor.
Dziewczyna coś rysowała w sumie to miała talent. Stajnia wyglądała realistycznie. Zaproponowałem jej wspólny wieczorny spacer,widziałem uśmiech na jej twarzy a po chwili to szaleństwo kiedy wspomniała o lodach.
-Idę potrenować przyjdę po Ciebie potem
-Okey
Poszedłem na swoją polanę zamieniłem się wilka po czym gdy miałem zacząć trening natknąłem się na jakiegoś innego basiora.
-Coś chcesz ? -mruknąłem
-Przyszedłem trenować .. -warknął
-Cóż byłem pierwszy ..-mruknąłem
-Jak mi przykro .. Shane
-Skąd znasz moje imię ?
-Jestem twoim dowódcą .. więc idź trenować gdzieś indziej
Olałem go i rozpocząłem swój trening, już po chwili poczułem ucisk szczęk na swoim karku. Stałem twardo na ziemi po czym ruszyłem w stronę drzewa i uderzyłem z całej siły tak by jego głowa w nie przywaliła. W ostatniej chwili mnie puścił a ja łapami odbiłem się i wylądowałem na nim.
Nagle usłyszałem czyjś głos
-Queer !! Shane !! Co wy tu robicie ?
-Daje twojemu kochasiowi lekcje gdzie jego miejsce -powiedział wstając.
Spojrzałem na niego .. wszystko we mnie wrzało najchętniej bym go zabił.

<Amor>

30 lipca 2017

Od Amor -Cd. Shane'a

Zastanawiłam się przez chwilę. Decyzja była naprawdę trudna.
- Zgoda. - powiedziałam całując go. W jednej sekundzie nasze usta złączyły się ze sobą. To było naprawdę niesamowite.
- No to teraz czekam na zaręczyny i ślub. - zaśmiałam się. Shane uśmiechnął się i kiwnął głową.
- Czas załatwić formalności związane z wybudowaniem stajni. - rzekł mężczyzna.
- Musi być ogroooomna! - zawołałam. Shane jeszcze raz się uśmiechnął, po czym zniknął w samochodzie. Ja natomiast usiadłam pod rozłożystym dębem i zaczełam szkicować. Ołówek sunął gładko po niebeiskiej kartce. Zrobiłam parenaście projektów padoków oraz stajni z boksami. Po jakiś trzech godzinach przyjechał Shane.
- Co tam kombinujesz? - zapytał.
- A, no nic, tak sobie rysuje. - odparłam. Mężczyzna przejrzał parę szkiców po czym stwierdził:
- Hmm.. ładne. Projekty stajni?
- Można tak powiedzieć. - odrzekłam. - Po prostu nienawidzę nic nie robić. - dodałam.
- Może pójdziemy wieczorem na plażę? - zaproponował Shane.
- W sumie czemu nie. - odpowiedziałam. - A potem skoczymy na lody! - zawołałam entuzjastycznie. Zaczęłam powoli się obawiać jak Shane wytrzyma z taką wariatką. No, ale cóż jego problem. Podeszłam do Nekko i zaczełam ją głaskać po pysku. Widać było iż zaprzyjaźniła się już  z Trajanem. To dobrze, w końcu będą musieli razem dzielić stajnię.
< Shane?>

Od Shane'a -Cd. Amor

Wracaliśmy powoli do stajni Amor nic się do mnie nie odzywała. Kątem oka zerkałem na nią,  była zamyślona. Nie dziwię się jej musiałem ostro namieszać jej w głowie swoim dziwnym zachowaniem. Po powrocie do stajni ogarnęliśmy konie wstawiając do ich boksów. Amelie zabrała nas do stajni gdzie były pegazy i jednorożce. Amor biegała tak podekscytowana,ze nie sposób było ogarnąć to jej szaleństwo. Ale nic nie przebije momentu kiedy zobaczyła Nekko a jeszcze jak babka powiedziała, ze jest na sprzedanie. Męska szybka decyzja dopięta prze zemnie, że ją bierzemy bo zaraz pół stajni wykupi. Ta mnie nagle przytuliła i ze słowami "Kocham Cię"
-Dobrze dobrze króliczku z ADHD bo zaraz mi żebra połamiesz
-Ahhh tak sorki -opamiętała się przez chwilę
Poszliśmy z Amelie wypisać umowę i jak zobaczyłem cenę klaczy to mnie troszkę zdziwiło
-Kartą mogę ? bo w gotówce nie mam przy sobie tylu pieniędzy
-Zrób przelew -kobieta podała mi laptopa a ja zrobiłem przelew
Amor dosłownie przestępowała z nogi na nogę.
Wypożyczyliśmy przyczepę od kobiety aby przewieść klacz,gdy była już zapakowana ruszyliśmy.
-Jeny Shane jesteś niesamowity ..
-Cóż ta klacz była warta siedmiu żyć -Hmm ?
-Powiedzmy,że płatny zabójca zarabia sporo kasy a ten koń był aż tyle warty
-Wiem,że jesteś zabójcą u nas .. ale zabijałeś dla pieniędzy ?
-Nie tylko dla pieniędzy z resztą to nie jest rozmowa na ten moment
-To po co to zacząłeś ?
-Tak mi się wymsknęło ..
Po dojechaniu na miejsce rozpakowaliśmy klacz. Zanim się obejrzałem to Trajan się pojawił.
-Dobra jadę oddać przyczepę .. do zobaczenia potem
Odwoziłem przyczepę w nocy po dojechaniu na miejsce odwiesiłem ją i gdy zamierzałem wykręcić i wracać dosłownie znikąd pojawiła się Amelie.
-Oddaje
-Spoko, mogę mieć prośbę ?
-Jaką ?
-Popsuł mi się kran w domu rzucisz okiem ?
-Dobra
Wysiadłem z auta i poszedłem do jej domu. Znalazłem narzędzia i zająłem się kranem. Kobieta dziwnie się zachowywała była miła zbyt miła za często przypadkiem ocierała się o mnie lub kładła rękę na moim ramieniu.
-Napijesz się może wina ?
-Nie dzięki prowadzę.. kran naprawiony uszczelka była do wymiany
-Dzięki co ja bym zrobiła .. facet jest potrzebny w domu ..
-Dobra ja muszę jechać już ..
-No rozumiem bardzo Ci dziękuje jeszcze raz -szepnęła i pocałowała mnie w policzek
Poszedłem do auta i ruszyłem. Po dzisiejszym dniu byłem zmęczony jednak musiałem jeszcze załatwić kilka rzeczy. Gdy zaparkowałem auto od razu wziąłem się do roboty. Budowałem to całą noc przy miejscu zamieszkania Amor.
Kiedy zaczęło świtać skończyłem wreszcie i usiadłem na ziemi aby odetchnąć. Nagle obok mnie pojawiła się dziewczyna
-Co to ??
-Powiedzmy,że chwilowe zadaszenie coś w rodzaju małej stajenki dla koni.
-Dziękuje Ci po co to wszystko robisz ?
-No nie wiem,może dlatego,że zasługujesz na to ..
-Chciałabym z tobą pogadać szczerze
-Rozmawiamy .. cały czas ..
-Zdradzisz mi w końcu czego chcesz ?
-Powiedziałem Ci wczoraj ... decyzja jest twoja
-Decyzja ... jaka decyzja ?
-Czy chcesz być zemną
-Ja o tobie prawie nic nie wiem .. jesteś cały czas zamknięty w sobie .. unikasz rozmowy .. jeśli chce się czegoś o tobie dowiedzieć zbywasz mnie.
 -Jeśli obiecam,że postaram się to zmienić .. ?

<Amor>

29 lipca 2017

OD Avem

Podniosłam się, lekko rozciągając. Dawno z nikim nie rozmawiałam, wszyscy byli co chwilę zajęci, albo po prostu sama... Byłam zbyt nieśmiała, na jakąkolwiek rozmowę. Bardzo zależało mi na Amor, w sumie to była jedyna wadera z którą miałam jakikolwiek kontakt, może by tak do niej zajrzeć? Uśmiechnęłam się na tą myśl, więc jak pomyślałam, tak zrobiłam. Poszłam do jej jaskini i weszłam. Zaczęłam się rozglądać. Nie było jej? Dziwne, jeszcze jest rano, co by ją tak zatrzymało, żeby jej tutaj nie było? Zmarszczyłam brwi i podeszłam do jej posłania. Wyniuchałam jej zapach i zaczęłam jej szukać z nosem przy ziemi. Czułam jej zapach, a gdy złapałam trop. Pobiegłam w tamtą stronę.
- Dawaj! Złap mnie!
- ZARAZ CIĘ ZŁAPIE! HAHA!

O uszy obiły mi się dwa, szczenięce głosy. Gwałtownie na chwilę się zatrzymałam. Czyje to były dźwięki? Coś mi tu nie gra, tylko jeszcze nie wiem co...
Ponownie pobiegłam za jej zapachem. Znalazłam się w ciemnych zakątkach lasu... Po co ona by tu przyszła?
- MAM CIĘ!
- No nie! Znowu!?
- AHAH! Ej czekaj... Co to jest?
- O NIE! POMOCY!
- SAYONA!!

 Zacisnęłam oczy. Kto by znał moje imię? Czyj jest ten głos? Mam tyle pytań teraz, a jakby mi ich nie brakowało...
- Amorencja!? - zaczęłam krzyczeć. Rozglądałam się, a po chwili zobaczyłam, jak Amor jest przywiązana do wielkiej pajęczyny. Gwałtownie do niej podbiegłam i uwolniłam.
- Pfe, fuj, mam pajęczyne w ustach!
- Amor?! Co ty tutaj robisz?! Czemu nie było cię ra-- - gwałtownie przerwał mi trzask gałęzi - C-co to było?
- Dzięki za ratunek, ale teraz ona na nas poluje.
- "Ona"? - uniosłam brew. Prze de mną wyskoczył wielki...
- O to o---
- PAJĄK!!!!!

<Amor? Sensei wróć do mnie :c>

Uwaga!

Od dnia dzisiejszego (29 lipiec 2017 r.) będzie można publikować samemu opowiadania. Wystarczy, że do któreś z adminek (albo admina, nie zapominać o mnie, halo) wyślecie swój gmail.
~ Amortencja

Od Amor -Cd. Shane'a

Przez dłuższą chwilę zastanawiałam się co się do cholery stało. Po chwili jednak porzuciłam wszystkie moje myśli w kąt.
- Ej! Błagam jeśli chcesz mi coś zasugerować to powiedz to! - wyjąkałam. Wsiadłam na klacz i ruszyliśmy przed siebie. Przez całą drogę zamyślałam się nad wszystkim, nawet nie spostrzegłam iż dotarliśmy do stadniny.
- O, już wróciliście. - zauważyła Amelie. - Jak chcecie to rozejrzyjcie się po stajni. Tam na lewo znajdują się boksy z pegazami i jednorożcami. - dodała po chwili. Podekscytowana pobiegłam łapiąc Shane'a za rękę.
- No chodź! - zawołałam. Dotarliśmy do długiego pomieszczenia. W dwóch równych rządkach stały zadbane boksy. Z paru zagród wystawały końskie pyski.Wesoła biegałam tu i ówdzie tak, że mężczyzna nei mógł mnie dogonić.
- Zaczekaj! - wysapał. Podeszłam do jednego z boksów. Moim oczom ukazał się cudowny widok. 
- Och! Ta klacz jest cudowna! Jak się zwie? - zapytałam właścicielkę.
- Nekko. - odparła kobieta.
- A jest na spzredaż? - zapytałam nieśmiało. Shane spoglądął to na mnie, to na wierzchowca.
- Oczywiście. - odpowieda po chwili zastanowienia Amelie.
- No to postanowione. Kupujemy.  - odparł Shane.
- Yeeeeah! - zawołałam. Z niewiadomych przyczyn przytuliłam się do Shane'a i wyszeptałam:
- Kocham cię.
< Shane?>

9 lipca 2017

Od Exan'a

Pożegnałem się z Amnesią i postanowiłem, że pójdę gdzieś się przejść i powspominać, a to o moim bracie, o rodzinie i o szczenięcych latach. Wtedy ni stąd ni zowąd coś świsnęło i stal zasyczała, wbijając się głęboko w ziemię. Miecz utkwił w ziemi przede mną. Już wtedy mogłem się domyślić, że to sprawka mojego brata no i miałem rację.
- Hej, a oto mój słodki braciszek- wydobył się odgłos za mną, odwróciłem się i ujrzałem mocno zbudowanego basiora, z charakterystycznym tatuażem na pysku i nad okiem. Uśmiechał się na mój widok. Zaskoczony trochę byłem jego widokiem i to mocno. Chciałem go objąć, ale na krótko bo mój brat wiedział, że.... zawsze mam zmienną orientację. To mój brat zawsze był ten najlepszy, zawsze to on miał pierwszy partnerkę, a ja obok niego byłem cieniem. I w końcu i tutaj zaszedł, i odnalazł mnie. Brat odszedł z uśmiechem w swoją stronę, a mi się lekko ciężko zrobiło na sercu, że mimo tak dużego czasu rozłąki, nadal traktuje mnie za słabszego. Bo zawsze wierzy, że jak młodszy i słabszy wpadnie w kłopoty, to ten starszy i silniejszy zawsze mu pomoże. Westchnąłem ciężko i położyłem się pod jakimś drzewem i nadal przeżywałem to spotkanie. Nagle z drzewa zszedł jakiś basior, zerwałem się.

<Jakiś basior?>

Od Shane'a -Cd. Amor

Jechaliśmy spokojnie aby konie odsapneły.
Nagle zrobiło się dziwnie miałem złe przeczucia i jak zwykle nie myliłem się.
Konie zaczęły się płoszyć,a na ziemi wylądował gigantyczny smok.
-No to super-mruknąłem sam do siebie.
Amor wiele nie myśląc ruszyła na niego.
Ogarnąłem ogiera i patrzyłem jak dziewczyna walczy i jak reaguje smok.
Smok miał nietypowe umiejętności potrafił przyswajać magiczne ataki przeciwnika i stawał się silniejszy. Wziołem katanę i ruszyłem
-Nie używaj mocy bo on to pochłania i jest silniejszy
Kiedy ogier pobiegł w miarę blisko skoczyłem Srokowo na pysk i wbiła katanę w czaszkę. Po chwili zeskoczyłem na ziemię.
-Weź tą linę -rzuciłem jej to co miałem przyczepione do siodła takie leasso.
Złapała i zaplątała smokowi łapy po czym gad upadł na ziemię.
Na spokojnie podszedłem do niego stanąłem na jego pysku i ponownie wbiłem moją broń w jego czaszkę.
-Już po nim
-Chyba tak .. -szepnęła
Wsiedliśmy na konie i ruszyliśmy.
-Shane ...
-Co ?
-Czy Ty zawsze taki jesteś ?
-Jaki ?
-Nie wiem jak to określić...
-Tajemniczy trzymający innych na dystans ?
-Tak ...dlaczego ?
-Powiedzmy że jestem potworem ..potwory takie już są
-Nie jesteś
-Nie znasz mnie i nic o mnie nie wiesz
-Wiem co lubisz wiem jak walczysz ..
-Ale nie znasz mojej historii nie znasz mojego charakteru nie wiesz do czego jestem zdolny
-Zdradzisz mi coś
-Po co abyś się oddaliła ode mnie ? Aby mnie to zabolało ? Abyś się mnie bała jest dobrze tak jak jest.
-Chce Cię poznać Shane .. obiecuję nie odale się,nie będę się bała...
-W ogromnym skrócie musiałem zabić swoją rodzinę aby zdobyć większą moc mych oczu. Potem miałem trzy żony każdą kochałem ale byłem zmuszony je zabić dla kolejnych poziomów mocy mych oczu. Gdyby nie to nie byłbym taki silny.
-A mnie zabił byś?
-Nie muszę już zabijać osiągnąłem swój cel więc nie ..
-Czemu gdybym się oddaliła od Ciebie było by Ci smutno ?
Westchnąłem i zeskoczyłem z konia po czym usiadłem na łączące. Po chieli Amor zrobiła to samo spadając obok mnie.
Nie chciałem odpowiadać jej na to pytanie.
Zwyczaje przysunałem się do niej położyłem dłoń na jej policzku aby spojrzała na mnie. Lekko musnołem jej usta po czym zetknąłem na nią
-Czy Ty -szepnęła
-Nie mów nic nie traktuj tego jako pytania ja nie oczekuję odpowiedzi zostawiam Cię z tym a Ty rób co chcesz

(Amor)

7 lipca 2017

Od Shakuy'i Do Arthura

I BUM! Co się dzieje? Gdzie ja jestem?
A tak. Przy wielkim wodospadzie, gdzie woda nie leci, tylko stoi w miejscu. Nad niebie zauważyłam klucz ptaków, które także zastygły w miejscu. O czym ja mówię?
Zatrzymałam czas.
---
Postanowiłam się przemóc i zamieniając się w człowieka, wybrałam się do ludzkiego miasta. Tym razem jednak nie reagowałam na każde zwierze, które chciało mnie zaatakować - no o co im do jasnej ciasnej chodzi?! Tyle, że co miałam zrobić z ludźmi, którzy najpierw na mnie wpadają, a potem zapraszają na kawę? Cóż... starałam się zachowywać normalnie, bynajmniej sprawiać takie wrażenie. Trevor był niskim i zarośniętym mężczyzną ubrany w skórzaną kurtkę i glany. Zaprosił mnie do kawiarni i wydawał się bardzo miły, kiedy nagle nie zaczął mówić o swoim zainteresowaniu - polowaniu na wilki. Mówił, ze cudownie jest je zabijać, a potem obdzierać ze skóry, czasem sprzedawać. Pochwalił się nawet portfelem, który był właśnie zrobiony z ich skóry. Nie mam pojęcia kiedy wybuchłam. Aby nie przemienić się w środku budynku wybiegłam z kawiarni i podążyłam w jakąś tam stronę. On nie chcąc mi dać spokoju, ruszył za mną. Postanowiłam, że pokaże mu, co to być wilkiem. Zaprowadziłam go do uliczki, tam najpierw wyżywałam się słowami, a potem nagle przybrałam wilczą postać i go zaatakowałam. Tyle, że drań był przygotowany. Kopnął mnie ciężkim butem i wycelował bronią, która wyjął z kieszeni. Nim strzelił zdążyłam zatrzymać czas.
Ale go ponownie "włączyć"? Nie umiem.
Dlatego teraz siedziałam przy nieruchomym wodospadzie. Ile czasu już minęło? Został chyba jeszcze kwadrans. Skierowałam się do lasu, aż doszłam do małej polanki z jeziorkiem. Tam nad ziemią wisiał brązowy skrzydlaty wilk, który albo własnie startował, albo lądował - raczej to drugie, patrząc na zwieszoną głowę. Ignorując go podeszłam do jeziorka, aby napić się wody. Sądząc, iż mam jeszcze zatrzymany czas dla siebie, myliłam się. Nagle wszystko wróciło do normy, a ja wylądowałam w wodzie, kiedy skrzydlaty wilk lądując wepchał mnie do niej.

<Artur?>

Od Amor -Cd. Shane'a

Skierowałam klacz w stronę polany, natychmiast popędziłam konia do galopu.
- Chodź ścigamy się! - zawołałam do Shane'. Ten zaśmiał się popędzając Juniora.
- Jak tak dalej będziesz jeździć to mnie nie przegonisz. - stwierdził Shane. Zaśmiałam się serdecznie.
- Raz za czasu trzeba dać ci fory. - rzekłam przyciskając łydki. Poleciałam cwałem. Nie minęło pięć minut, a już znaleźliśmy się na polanie. Była ogormna, wokoło śpiewały ptaki, a w oddali było widać las. Słońce wręcz uśmiechało się do nas na jasnoniebieskim nieboskłonie. Łąka była rozsiana wspaniałymi kolorowymi makami, konwaliami, niedaleko znajdowały się krzaki cierpkiego agrestu. Zwolniłam klacz do stępa i zaczęłam wyczyniać akrobacje. Muszę przyznać iż woltyżerka nieźle zaimponowała Shane'owi. W ten niebo zaczęło czernieć, wilki w oddali wyć. Stał się mrok. 
- Co się dzieje? - zapytałam. 
- Nie wiem. - odparł Shane. Na niebie pojawił się ogromny czarny cień. Niespodziewany trzepot skrzydeł i .. tak smok. 
- Z kąd wziął się tu ten smok? - zapytałam. 
- A bo ja wiem. To miejsce wręcz wypełnione jest magią, smok mógł ją wyczuć i przylecieć. - odparł Shane. Smoczysko wylądowało. Wyjęłam zza pleców miecz i ruszyłam do ataku. Napzremiennie używałam swoich zdolności by pokonać bestię. Na szczęście do ataku przyłączył się również mój towarzysz. Konie były niespokojne. Wierciły się, stawały dęba. 
- No to co robimy? - zapytałam. 
< Shane?>

Nieobecność!

Amortencja zgłasza nieobecność od dnia 9 lipca do 23 lipca z powodu wyjazdu nad morze.

Nieobecność!

Maverick zgłasza nieobecność w dniach od 7 - 16 lipca.

5 lipca 2017

Nieobecność!

Avem zgłasza nieobecność do 20 lipca z powodu wyjazdu.

Nieobecność!

Nair (Queer, Nakta) zgłasza nieobecność do 10.07, powodem jest wyjazd.

4 lipca 2017

Od Shane'a -Cd. Amor

Wiedziałem,że Amor kocha konie więc umuwiłem się z Amelie i spytałem czy możemy przyjechać. Gdy kobieta wyraziła zgodę podzieliłam się tą nowiną z dziewczyną która zareagowała ogromnym entuzjazmem. Jeszcze chwilę powiedziałem pod drzewem po czym udałem się do swojego miejsca zamieszkania aby wziąć prysznic i umyć włosy. Wysuszyłem je i ogarnąłem aby jakoś wyglądać. Poszperałem w szafie i znalazłem bryczesy oraz sztyblety i sztylpy.
Ubrałem białą bokserka i koszule błękitną w kratę nawet znalazłem swój kapelusz.
Poszedłem w umówione miejsce i jak zawsze czekałem na dziewczynę kiedy wreszcie się pojawiła wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy. Podróż minęła mam w całkiem miłej atmosferze i dość szybko. Kiedy zaparkowałem auto i wysiedliśmy z niego poznaliśmy Amelie która co nieco powiedziała nam o swoim miejscu. Po krótkim spacerze i wypiciu kawy wybraliśmy się do stajni z której mogliśmy wybrać sobie wierzchowce. Mi Od razu spodobał się Ogier o imieniu Junior.
-Biorę Juniora a Ty ?
-Zastanawiam się jeszcze ..
Dziewczyna przeszła się po stajni i wybrała wreszcie klacz.
-Ja biorę Kirkę.
-Ok
Poszliśmy po sprzęt naszych koni i zaczęliśmy je czyścić oraz siodłać.
Wreszcie wsiedliśmy i ruszyliśmy jadąc w parze obok siebie

(Amor masz pole do popisu opisania naszej jazdy .. proszę zostaw mi tylko motyw powrotu do stajni )

3 lipca 2017

Od Aflana - Cd. Amnesii

Stawiałem ostrożne kroki, jakby ziemia pode mną skrywała zbyt wiele tajemnic, bym mógł postępować normalnie. Ale, zaraz, cofnij. To jest mój najzwyklejszy w życiu, udokumentowany sposób chodzenia. Zawsze trzeba zachować czujność, nawet jeśli by się spało. O tak, lekki, nigdy ciężki, sen. Zawsze gotowość do szybkiego obudzenia. Jednak nie zawsze gotowość do odpowiedniego zareagowania przez mgiełkę snu, odczuwalną czasem nawet przez cały dzień ( a może i noc? ).
- Idziesz? - spytałem, gdy odwracając łeb zauważyłem nadal stojącą w miejscu Amnesię. Być może bała się tego miejsca, być może tak na prawdę nie miała zamiaru tutaj już nigdy więcej przychodzić, gdyż zdarzyło się coś, co wszystko zepsuło. Nie byłem pewien, w końcu las ten jest niezbadany, sama nazwa wskazuje. Wszystko mogło się zdarzyć wśród tych drzew. Teraz posępnych, zdających się krzyczeć przeróżne przestrogi w naszym kierunku, chcąc albo nas zniechęcić, albo też uratować życia. Cóż, ryzyko teraz wydawało mi się kuszące, jednak jeśli będę miał wybór uciec lub też pomóc waderze, prawdopodobnie ucieknę. No tak, chamstwo w państwie, prawda? Ale ryzykować życia za kogoś, kogo nawet nie znam? Z resztą, wydaje się szybka. I na tyle mądra, by potrafić w odpowiedniej chwili użyć tych swoich skrzydełek. Z resztą, pewnie zaraz gdzieś pojawiłby się Dayton, rycerz bez zbroi, odziany w setki łusek błyszczących w świetle błyskawic przecinających niebo, jak to zwykle bywa podczas krwawych starć, zwłaszcza w książkach, filmach i innych tego typu pierdołach. Ale książki, to nie takie pierdoły. O, nie, co do tego nie ma wątpliwości, nawet najmniejszej.
- Przydarzyło ci się coś ciekawego, gdy byłaś tutaj ostatnio? - spytałem po paru minutach wędrówki, kryjąc zaciekawienie gdzieś głęboko w sobie. Rozejrzałem się na boki, całość sprawiała upiorne wrażenie.
- Poznałam parę przyjaznych istot - wyznała krótko. Czyżby się stresowała? Nic dziwnego, gdyż szelest gdzieś w oddali rozległ się po raz kolejny. Tym razem bliżej. Miałem niemal stuprocentową pewność, iż zmierza w naszym kierunku, ale nie miałem zamiaru tego mówić na głos. Mógłbym je spłoszyć. Lub też spłoszyć swoją towarzyszkę. A miałem ochotę poznać coś żyjącego w tych stronach, i to wielką. Nastawiłem uszu, nieznajomy mi zapach stał się jeszcze mocniejszy. Woń czegoś starego, czegoś nieodgadnionego. Ziejącego postrach wśród tutejszych wilków, i pewnie nie tylko wilków, zważywszy na nasze położenie.
- Przyjaznych? W jakim sensie? - zbyłem uniesienie brwi, chciałem podtrzymać rozmowę, nie wiem właściwie, czemu. Być może, by mieć więcej czasu na zastanowienie się, co nas czeka, zanim ona nie zada tego pytania. Bo szczerze mówiąc, po prostu czułem, że zaraz powie coś na temat tajemniczych odgłosów. Kolejne trzaśnięcie gałęzi, tym razem głośniejsze. I bliższe. Ktoś się skradał, jednak chciał, byśmy zdawali sobie sprawę z jego obecności. Ciemna, groźna moc, aura grozy zaczęła otaczać mnie i zapewne Amnesię, musiała to wyczuć. Być może chce nas przestraszyć, być może szykuje się do ataku. Byłem gotowy. Czy też do ucieczki, czy też do rozrywania gardeł każdego, kto warzy się mnie tknąć. I być może i ją, przecież to członek watahy. Powinienem jej pomóc, to mój obowiązek. Z resztą, ona także mi pomogła, choć miałem szansę sam się ratować, zrobiła to. I jestem jej coś dłużny. Miałem jednak ochotę na rozrywkę, jaką mogłaby mi dostarczyć walka. Krwawa, nie kącząca się walka, prowadząca do śmierci. Czyżby moja mroczniejsza strona, będąca moim drugim odzwierciedleniem już chciała się ujawnić? Być może. Tyle
dobrego, że potrafię ją trzymać w ryzach. Własne pazury, kły oraz mięśnie.

< Amnesia? >

Od Amor -Cd. Shane

Nie mogłam się doczekać. Pobiegłam szybko do pokoju by się przebrać. Przegrzebywałam szafę w zdłuż i wszerz by odnaleźć mój stary strój jeździecki. Po kilkunastu minutach w końcu się udało. 
- Tu jesteś! - zawołałam. Założyłam szybko czarną marynarkę, bryczesy oraz oficerki. 
- W końcu. - mruknął zniecierpliwiony Shane. 
- No i jak wyglądam? - zapytałam kręcąc się w kółko. 
- Całkiem ładnie. A teraz chodź, bo się spóźnimy. - rzekł mężczyzna. Wsiadłam do czerwonego Porshe i odjechaliśmy. Nie pytajcie dlaczego czerwone Porshe, stało na ogródku. Nie miałam prawa jazdy. Logiczne co nie? Mam samochód, ale prawka już nie. Spoglądałam przez okna pojazdu. Mijaliśmy ogromne lasy, rozłożyste łąki oraz ogromne miasta. 
- Wiesz co jest najgorsze w życiu? - zapytałam. 
- Nie. - odrzekł Shane. 
- Samotność. Brak drugiej osoby. Kiedy żyje się samotnie wszystko jest nudne, natomiast kiedy jest z nami osoba, którą się kocha nawet najnudniejsze czynności stają się wspaniałą przygodą. - powiedziałam. Nastała niezręczna cisza. Zaczęłam się z nudów bawić moimi złotymi kosmykami. Nagle samochód się zatrzymał. 
- Dojechaliśmy. - rzekł Shane. Wysiadłam i w jednej chwili oniemiałam. Przed moimi oczyma ujawił się wspaniały widok. Ogromne rozłożyste padoki na których konie spacerowały, potężna stadnina wykonana z drewna. Wokoło pachniało świeżym sianem. 
- Bella mówiła, że przyjedziecie. - odezwał się kobiecy głos. Znikąd pojawiła się przed nami kobieta. Miała długie brązowe włosy i duże zielone oczy. Twarz miała ładnie opaloną. Uśmiechała się. 
- Witajcie w stadninie. Nazywam się Amelie. - przedstawiła się. - Jak chcecie to się rozejrzyjcie. Strasznie rzucacie się w oczy, jesteście naznaczeni magią. W sumie jak wszystko tutaj. - stwierdziła.
- Że jak? - zapytałam zdziwiona. 
- Normalnie. Wszystkie te konie oraz zwierzęta są magiczne. Tylko ludzie naznaczeni magią mogą je zobaczyć w pełni okazałości. - wytłumaczyła nam Amelie. 
< Shane? Plis zostaw mi potem odpiskę jeszcze z wizyty w stadninie. >

Od Zero -Cd. Willow

Dzień był taki piękny... Zachciało mi się iść na polowanie. Zabrałam wszystkie potrzebne rzeczy w tym mój Diamentowy Miecz na wszelki wypadek. Szedłem akurat polną ścieżką i już miałem wejść do lasu gdy nagle ktoś mnie zaatakował od tyłu. Całym swoim ciężarem prawie że upadłem na grzbiet jednak w ułamku sekundy uniosłem się w postaci orła by dostrzec przeciwnika i go zaatakować. Zanurkowałem, ale uświadomiłem sobie że to niepewna wadera bojąca się że idę ją skrzywdzić. Zmieniłem się w swoją pierwotną postać. Uśmiechnąłem się do niej i ona odwzajemniła uśmiech. Lecz nagle uciekła wzrokiem.
- Hej. - zacząłem rozmowę. Spodziewałem się że nic nie odpowie. - Jestem Zero. A ty zapewne Willow, która uwielbia książki. Mam rację? - nacisnąłem trochę by choć wypowiedziała jedno zdanko. Spojrzała się na mnie szczerze.
- Skąd wiesz? - spytała zaszokowana. Zaśmiałem się cicho. - Nie śmiej się ze mnie! - warknęła.
- Spokojnie! - krzyknąłem tonem co najmniej śmiesznym.
- To z czego się tak rżysz?
- Z tego że każdy mnie pyta: <Skąd wiesz?> albo: <A...Ale jak?>. Nadal sam nie mogę w to uwierzyć mimo że mam to coś od urodzenia. - wyjaśniłem. - Jesteś nowa. Wiem. Idę właśnie na polowanie. Może chcesz się wybrać ze mną? - podpytałem szybko i z resztą skutecznie zmieniając temat.
- No dobra. - rzekła po czym zaburczał jej brzuch.

~ Po polowaniu. ~


Położyłem jej sarnę na ściętym na kształt stołu drzewie. Zjadła ją szybko.
- Kim jesteś w tej watasze? - podpytała z pełnym pyskiem.
- Obrońcą hierarchii. - rzuciłem przyjaźnie.
- Ja szpiegiem. - wyprzedziła moje pytanie. Ściemniało się. Nadszedł czas na pożegnanie. - No to do...
- Jutra? - dokończyłem.
- Tak. Chyba tak. - zaśmiała się. - Przyjacielu. - po czym dodała i w wyśmienitych nastrojach się rozeszliśmy. Klapnąłem ciężko na kanapę po czym ospale westchnąłem. W zatrważającym szybkim tempie zasnąłem.

~Sen.~


- Zero! - krzyknęła Yutoki. Odwróciłem się gwałtownie i jednocześnie zadając śmiertelny cios mojemu wrogowi. Podbiegłem do niej rzucając mój miecz na ziemię.
- Myślałem że mnie zostawiłaś. Tak na zawsze. - łza pociekła mi po policzku. Wtem cicho się zaśmiała po czym usłyszałem wojowniczy krzyk jej konkubenta.
- Żegnaj, na zawsze Zerusiu... - rzekła pogardliwie po czym poczułem straszny ból... Zdążyłem tylko się odwrócić i stanąć na dwóch łapach i w tej samej chwili wydłubać oko wilczurowi. Upadłem z mieczem w boku. Mocno krwawiłem. Miałem zamknąć oczy gdy nagle zjawił się mój tata, który kiedyś był medykiem. Złapał mnie za głowę i coś zaczął ze mną robić. Straciłem przytomność.

~Koniec snu.~

- Zero! Zero! - krzyknęła Willow. Otworzyłem swoje zaspane powieki... - No, śpiochu! Krzyczałeś przez sen. Czy wszystko jest ok? - spytała. Pokiwałem twierdząco głową.

Willow?

Od Shane'a -Cd. Amor

Nie pamiętam kiedy ostatnio się tak świetnie bawiłem poczułem się jak dzieciak pomimo tego że miałem już swoje lata.
Po tych wygłupach poszliśmy do spa. Z pomieszcenie wyłonił się mężczyzna i podszedł do Amor po czym przywitał się i zaczął masować jej ciało. Nie wiem ale poczułem chyba coś w rodzaju zazdrości. Z tego stanu wyrwał mnie dotyk kobiety i jej głos.
-Niech się Pan rozluźni trochę
Już po paru minutach dostrzegłem że facet flirtuje z Amor co mi się bardzo nie spodobało.
-Jak się Pan nazywa ?
-Shane
-Bella miło mi ma Pan jakieś zainteresowania ?
- Sztuki walki o jazda konna
-Moja siostra ma stajnię
-Fajnie ..
Nagle kobieta dała mi swoją wizytówkę
-Jak coś zapraszam
-Ok
Po chwili zaczęliśmy gadke o autach i motocyklach sportowych. Nie wiem kiedy ta godzina zleciła po zabiegu poszliśmy z Amor do szatni po czym spotkaliśmy się przed basenem.
-I jak podobało się ?
- Super było ..a tobie jak się podobało
-Spoko dostałem zaproszenie do stajni siostry Belki
-Super ..
Nie dało się nie dostrzec sztucznego uśmiechu na jej twarzy. Poszliśmy do Amor na kolację po drodze rozmawialiśmy o nadchodzących dniach. Planowałem trenować Trajana więc nie było w przeciągu trzech dni szans na kolejne spotkanie.
Amor na kolację zrobiła spaghetti zjedliśmy je szybko po czym stwierdziłem,że już pora na mnie. Wyszedłem niemal bez słowa i udając się do swojego domu

*** Kolejne trzy dni ****

Oswajałem trajana ze swoją bronią aby się nie bał oraz z technikami jakich używałem. Musiał przyzwyczaić się do ognia i dźwięku Chidori oraz jego blasku. Dosiadałem go i uczyłem reagować na komendy.

****Czwarty dzień ***

A Trajan miał wolne a ja zacząłem swój ostry trening po trzech godzinach cały spocony usiadłem pod drzewem bez koszulki aby odetchnąć. Nagle usłyszałem głos Amor
-Przeszkadzam ?
-Nie właśnie mam przerwę coś się stało?
-Nie .. Tak przyszłam pogadać
-Chcesz jechać dziś do stajni tej kobiety ?
-Myślałam że sam będziesz chciał jechać
-Planowałem z tobą podobno lubisz
-No pewnie.  Ale super
-To widzimy się za dwie godziny, ogarniemy się i jedziemy.

(Amor)

2 lipca 2017

Od Amor -Cd. Shane

Omg.. dlaczego do cholery nie został jeszcze moim mężem? Uwielbia jazdę konną i zabijanie, zna się doskonale na potworach i w dodatku taaki uroczy. Szlag, co ze mną jest nie tak?
- Oh.. dziękuje! - odparłam z szerokim uśmiechem. - A teraz właź do basenu. - dodałam.
- Nie chce mi się teraz. - odpowiedział Shane. Wyszłam z basenu i z całą moją siłą wrzuciłam go do wody.
- No to skoro jesteś już mokry ścigamy się. Kto ostatni przy zjeżdżalniach stawia kolację. - zaśmiałam się.
- Zapomnij! - zawołał mężczyzna. Ruszyłam przed siebie, woda nie stanowiła żadnego oporu. Sunęłam pomiędzy bawiącymi się dziećmi i wyprzedziłam Shane'a.
- Pierwsza. - oznajmiłam wychodząc z basenu. - A co do kolacji. Nie martw się, ja ją zrobię kiedy wrócimy do mojego apartamentu. - powiedziałam.
- No ale chodźmy zjeżdżać, bo nam dnia zabraknie. - odparł Shane.
- Racja. - przytaknęłam. Usiadłam na szczycie zjeżdżalni, by chwilę potem szybkim śmignięciem skończyć w basenie. Wraz z Shane'em obczailiśmy wszystkie możliwe zjeżdżalnie na basenie. Było czadowo! Później przyszła pora na saune. Rozsiadłam się wygodnie by się zrelaksować. Siedzieliśmy tam dobrą godzinę rozmawiając. 
- Co teraz? - zapytałam. 
- Spa. - odpowiedział mężczyzna. Uśmiechnęłam się, w sumie zawsze się uśmiecham. W przeciągu ostatnich miesięcy ten dzień był jak dotąd najspokojniejszy. Nic tylko się cieszyć.  

< Shane?>

Od Exana -Cd. Amnesia

Leciałem wraz z waderą w czarną przepaść ( O ile tak zrozumiałe, czytając twoje opowiadanie) Amnesia zamknęła oczy. Zrobiłem to co ona i nagle spadliśmy. Spadliśmy, ale do wody!!! Woda była lodowata, a ciemność spowodowała że nie wiedzieliśmy gdzie iść. Do tego lodowata woda uniemożliwiała mi użycie magii ognia. Było zbyt ciemnio, aby coś zauważyć, a nie mogłem oświetlić nam pomieszczenia. Woda z czasem robiła się coraz zimniejsza. Po każdym wydechu wydobywała się para.
- Amnesia, jesteś?
Amniesia zakaszlała, zakrztusiła się.
- Jestem, chol*ra... zamarzniemy tutaj- powiedziała i zaczęła szczekać zębami, w sumie tak jak ja. Postanowiliśmy więc popłynąć, ale z każdą próbą zgadnięcia w którą stronę jest ląd, natrafialiśmy po ciemku na skalną ścianę. Krążyliśmy wokół, trzymając się skalnej ściany do puki, aż zorientowaliśmy się, że jesteśmy w okrężnej pułapce.
- Kur** zamarzniemy tu- warknąłem i próbowałem ocieplić się na każdy możliwy sposób, nie mogłem liczyć na ogień. Nagle zanurzyłem się i zacząłem patrolować pod wodą, czy nie ma jakiegoś wyjścia.. płynąc tak głębiej zauważyłem jakieś mętne światło. Wynurzyłem się.
- Amnesia, płyń za mną
Amniesia zanurzyła się i obaj popłynęliśmy ku mętnemu światłu, podwodny korytarz poprowadził nas później do jakiejś części jaskini, był ląd. Wyskoczyłem z wody jak poparzony i próbowałem się na wszelki sposób ocieplić. Obczepywałem się co jakiś czas z nadmiaru wody, a sierść wyglądała, jakbym dostał piorunem. Ogień był we mnie słaby... z ziemi wyrosły płomienie ognia. Ogień z jądra ziemskiego wchłonął we mnie, dając mi minimalną (ale zawsze jakąś) energię. Rozpaliłem ogień i usiedliśmy przy nim. Obaj wyglądaliśmy jak zmoknięte szmaty, a kapało z nas jak z liścia po porannej rosie.
- G-g-gdzie teraz?- zapytałem, szczekając zębami
- Nie wiem... brrr ale zimno
- Przybliżmy się bliżej do ognia

<Amnesia?>

Od Shane'a -Cd. Amor

Nie często pozwalam sobie na wypady do restauracji. Zwłaszcza na niezdrowe jedzenie,ale nie potrafiłem jak odmówić miała w sobie coś przekonującego. W sumie nie wiem czemu cieszyło mnie kiedy ona się uśmiechała. Pomimo tego,że byłem gburowaty. Siedzieliśmy i jedliśmy nie wiem czemu przypomniały mi się czasy kiedy zabierałem poprzednie dziewczyny na randki. Potrafiłem wtedy się śmiać i być szarmacki oraz romantyczny. Przez myśl mi przeszło czy nie mógł bym być taki jak kiedyś. Gdy skończyliśmy jeść zaproponowałem wypad na basen,w sumie przydałoby pozbyć się tych zbędnych kalori. Nie spodziewałem się, że dziewczyna aż tak entuzjastyczne zareaguje na ten pomysł. Kiedy kielnerka przyniosła rachunek wyciągnąłem portfel i zapłaciłem za nas pomimo protestu Amor. Gdy wyszliśmy dziewczyna poruszyła temat sytuacji która miała miejsce chwilę temu.
-Ja zamówiłam,czemu Ty zapłaciłeś
-Bo Ty zamawiałaś
-Hmmm to taka randka ? -spytała
-Może
Skierowaliśmy w stronę basenu. A ja znowu przypomniałem sobie dawne czasy.
-Shane ?
-Hmmm ?
-Co lubisz robić?
-Poza zabijaniem .. chyba jazda konna
-Masz teraz pegaza
Po wejściu na basen wzięliśmy stroje i karzede z nas poszło do swojej szatni. Przestałem się i poszedłem do dżakuzji.
Amor wyszła na pływalnię w dwu częściowym kostumie. Znowu wyglądała tak,że ciężko było oderwać od niej wzrok. Na całe szczęście po mnie nie widać nigdy emocji zawsze wydaje się obojętny i lekko znudzony. Dziewczyna weszła i usiadła obok mnie.
-Coś taki dziwny?
-Raczej zrelaksowamy po tych przygodach
-Idziemy na te ogromną zjeżdżalnie? a potem do sauny ?
-Pewnie polecam Ci potem wizytę w spa
-Nie mamy karnetu na to
-Już opłacone -uśmiechnąłem się łobuzersko do niej

(Amor?)

1 lipca 2017

Od Amor -Cd. Artur

- Pięknie tu. - stwierdziłam. Wokoło ptaszki śpiewały, kwiatki kwitnęły. Rozmowa z Arturem jedząc kebaba. Niezły pomysł, czemu nie. Kiedy skończyliśmy obiad zastanawialiśmy się co robić dalej. 
- Miasto jest ogromne. Możemy tu zostać na noc. Mam apartament w centrum miasta. Mamy ogromny wybór rozrywki. - powiedziałam. 
- No to może tor motorowy? - zaproponował Artur. 
- Świetny pomysł. Jest niedaleko, za teatrem. - rzekłam mężczyźnie.Wstaliśmy z ławki. Ruszyliśmy miastem na tor. Kiedy tam dotarliśmy zapłaciłam za wejściówki i weszliśmy do pomieszczenia. Założyłam rękawiczki i strój do jazdy na motorze. Na Artura nie musiałam długo czekać. Już chwilę później wsiadałam na motor. Kobieta starała się nam wytłumaczyć jak się jeździ, jednak ja postanowiłam sama się nauczyć. Odpaliłam maszynę i ruszyłam. Jazda sprawiała mi ogromną przyjemność, z łatwością wykonywałam różnego rodzaju triki. Artur spoglądał na mnie zdziwiony. 
- Wow. Nieźle jeździsz. - rzekł Artur. 
- Dzięki. - odparłam z uśmiechem. Na torze siedzieliśmy praktycznie cały dzień, dopóki słońce nie zaczęło chować się za horyzont. 
- Czas się zawijać. - powiedziałam. Szliśmy miastem prosto do mojego mieszkania. Po godzinie byliśmy na miejscu. 
- Czuj się jak u siebie w domu. - rzekłam. - Oprowadzę cię po domu. - zaproponowałam. Pokazałam mężczyźnie dom, po czym zaprowadziłam go do jego pokoju.
< Artur?>

Od Amor -Cd. Shane'a

Zajadałam się jajecznicą. Była pyszna. 
- Jest przepiękny. - powiedziałam spoglądając na pegaza. Shane kiwnął głową. 
- Może wybierzemy się dziś do miasta? - zaproponowałam. 
- Hmm.. czemu nie. - odparł basior. Po śniadaniu ruszyliśmy w stronę miasta. Ogromna metropolia zachwycała rozmachem. Wysokie wieżowce, samochody pędzące po ulicy. Ludzie krzątający się po ulicach miasta. 
- Uwielbiam spędzać tu czas. - rzekł Shane.
- Nie dziwię ci się. - odparłam. Przeszliśmy przez park. Przez pół dnia spacerowaliśmy tu i ówdzie. Zgłodniałam. 
- Shaneee, pójdziemy na pizze? - zapytałam błagalnym tonem. Mężczyzna spojrzał na mnie. Po chwili westchnął i rzekł:
- Pewnie. 
Podskoczyłam ze szczęścia. Ruszyliśmy w stronę pizzerii. Usiedliśmy przy stoliku. W lokalu nie było za dużo klientów. Pomieszczenie nie było duże. Było tam kilka stolików. Podeszła do nas kelnerka.
- Co podać? - zapytała. 
- Pizzę farmerską i dwie cole. - złożyłam zamówienie. Kelnerka skinęła głową. Nie musieliśmy długo czekać na zamówienie. Już parę minut później pałaszowaliśmy pizze popijając colę. 
- Obok otwierają basen. Może się tam wybierzemy? - zaproponował znudzony Shane. 
- Pewnie! - odparłam z uśmiechem. Wyszliśmy z lokalu. 
< Shane?>

Drobna uwaga. Na pewno umrzecie.

Autor zdjęcia: Safiru
Drobna uwaga. Na pewno umrzecie.

Imię: Willow
Pseudonim: Will, Willy, albo Walia
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Rasa: Żywiołak
Charakter: Zacznijmy od tego, że Will nie potrafi się odzywać do innych ludzi, a kiedy ktoś zwróci się do niej, albo udaje że nie słyszy, albo po prostu dyskretnie ucieka. Zwykle nikt na nią nie zwraca uwagi, ponieważ jej ulubionym zajęciem jest ciche czytanie książki. Jeżeli osoba, którą wyjątkowo lubi i ma z nią dobry kontakt, zrobi jej coś złego; zdradzi ją itp, Willow już nigdy jej nie zaufa. Jak można się domyślić dziewczyna ma fobie społeczną. Boi się ludzi i wszystkich oskarża o naśmiewanie się z niej. Nie potrafiłaby się z nikim pokłócić, bo zawsze wtedy odbiera jej mowę. Dziewczyna jest bardzo mądra, ale nie zdaje sobie z tego sprawy. Uważa bowiem, że jest głupim beztalenciem, które nie poradzi sobie nigdy w życiu. Nigdy nie znajdzie swojej drugiej połówki, ponieważ nawet jeśli się spotkają, on po jakimś czasie odejdzie. Interesuje się filozofią, głównie filozofów zajmujących się człowiekiem. Uważa, że wtedy może się dzięki nim uczyć. Z powodu swojego pesymizmu i sytuacji w domu ma anoreksję i bulimię.
Stanowisko: Szpieg
Głos: I'm Poppy.  
Orientacja: Biseksualna
Zauroczenie: Nope.
Partner: ...
Potomstwo: Brajan, Dżesika i Britni (taki żart.)
Rodzina
Sudan - Ojciec
Alia - Matka
Rodzeństwo †
Moce: Kriokineza - siłą umysłu może zamrażać lub schładzać obiekty.
Umiejętności: Potrafi szybko biegać, ale niestety równie szybko się męczy, więc to nie jest jej ulubione zajęcie.
Ulubiony kolor: Czarny. Albo biały. Oba są idealne dla niej.
Urodziny: 05.07
Lubi: Lubi leżeć samotnie na łące i rozmyślać.
Nie lubi: Rozmawiać z innymi.
Ciekawostki: Ma świetny wzrok
Inne zdjęcia: -
Kontakt: Hw - BlackSatan

30 czerwca 2017

Od Amadeusza

 Westchnąłem ciężko widząc, że współlokator rozbił kolejne naczynia. Tanie szkło leżało wszędzie, rozlane mleko, wszystko pomieszane z purpurową krwią, która była jeszcze ciepła, a łącząc się z białą cieczą, tworzyła delikatne, różowawe smugi. Śmierdziało. Jak zazwyczaj. Piwem, wymiocinami, ogólnym brudem i zaniedbaniem. Było. Było źle. Po prostu.
 - Och, Thomas - wyszeptałem sam do siebie, po czym nie zastanawiając się długo rzuciłem niedbale klucze na stolik i uklęknąłem przy śmieciach. Ostrożnie zbierałem roztłuczoną w drobny mak zastawę. Przecinałem opuszki, dolewałem cieczy do burdelu na podłodze, raniłem delikatną skórę. Wróć, już nie tak delikatną. Zabrudzona bliznami, wspomnieniami poprzednich czyszczeń kuchni. Trzeba zacząć zbierać na nowe naczynia, nie wiem czy ma to sens, patrząc jak wszystkie po kolei kończą w worze na śmieci, wyrzucane na wysypisko, gdzie ich ostatnim wspomnieniem jest jajecznica i wyłożona tanim parkietem podłoga. Może zaczniemy spożywać posiłki z plastikowych? Prawdopodobieństwo, że je rozbije jest nikłe, nawet żadne. Uniosłem się z kolan, wyrzuciłem odłamki i chwyciłem pierwszą lepszą szmatkę, by rzucić ją na plamy i zacząć ścierać pozostałości po narwanym współlokatorze. Zmiotłem jeszcze najdrobniejsze kryształki i ruszyłem na poszukiwanie Thomasa, który jak zazwyczaj siedział w swoim pokoju i ze zdenerwowaniem wpatrywał się w grę wideo, siedząc na miękkiej pufie. Jego ręce dalej krwawiły, a pokryte czerwoną cieczą wyglądały, jakby dopiero co wyczołgał się z jakiegoś horroru, gdzie rzeź jest na porządku dziennym. Westchnąłem cicho, widząc, że nawet nie zwraca na mnie uwagi. - Thomas - powiedziałem głośno. Burknął coś niezrozumiale pod nosem. - Co znowu? - Spytałem zakładając ręce na piersi.
 - Sara - Odparł tylko. To mi wystarczało, więc jedynie ze zrozumieniem pokiwałem głową. Ich związek był trudny i toksyczny, nawet jeśli koniec końców i tak do siebie wracali. 
 - Pójdę po plastry i bandaże - mruknąłem odwracając się w progu. 
 - Skończyły się.
 - Więc je kupię - żaden z nas nie powiedział nic więcej, więc pognałem po klucze, a następnie wybiegłem z kamienicy, kierując się do najbliższej naszemu mieszkaniu apteki.

 On nie był zły. On tego nie chciał. Amadeusz doskonale o tym wiedział. Wybaczał mu każdy raz, każdy wybuch, każde naczynie. Każde plucie śliną pomieszaną z krwią, popękane knykcie, siniak, który rozjuszona dłoń pozostawiała na policzku drobniejszego. Zamiast się gniewać, jeszcze biegł by opatrzyć przyjaciela, który zazwyczaj kończył bardziej poraniony niż on. Nie potrafił go zostawić. Nie mógł go zostawić, bez względu na to jakie rany mu pozostawił i pozostawić ma, albo i nie ma, zamiaru.

 Uchwyciłem familijną paczkę plastrów. Ostatnia w aptece, sklepy zamknięte, a ja zmęczony chciałem po prostu dokonać zakupu i pomóc załamanemu koledze, który prawdopodobnie w tym momencie ciska padem po ścianach, albo drze mordę na npc w grach. Oczywiście moje zamiary nie mogły zostać spełnione, bo moja ręka wylądowała na kartoniku w tym samym momencie, bo dłoń, prawdopodobnie, przyszłego rywala. Ostatnia paczuszka, najkorzystniejszy zakup, moje złamane grosze w kieszeni i zmęczenie. Nie odpuszczę, bo zabiję. Albo siebie, albo przeciwnika, albo tego, kto wykupił przed ostatnia paczkę.

< Czy ktoś zechce odpisać? Przepraszam, beznadzieja, wiem, nie mam weny, halp mnie >

Od Amnesii CD Exana

-A nie ma za co-zaśmiałam się-ale możesz mnie puścić.
Basior przekręcił łeb i spojrzał na mnie kątem oka, w końcu jednak spełnił moją prośbę. Stanęłam na równe łapy i się rozciągnęłam. Spojrzałam na wilka, który mi się przyglądał.
-Chodźmy nad wodopój-powiedziałam.
-Jak sobie życzysz-odparł.
Ruszyliśmy nad wodospad. Droga nie zajęła nam długo, a gdy znaleźliśmy się na miejscu od razu wskoczyłam do wody. Nie minęło długo kiedy basior poszedł w moje ślady i również się zanurzył. Podpłynęłam do wodospadu, aż go minęłam. Wyskoczyłam na mokre skały będące podłożem jaskini.
-Fajnie tu-usłyszałam głos Exana.
-Wiem-uśmiechnęłam się-czasem tutaj przychodzę, ale jeszcze nie byłam dalej, idziemy?
-Jasne-odparł wilk.
Zmierzyliśmy dalej. Między skałami znajdowały się niewielkie kryształki różnych kolorów, a połączeniu z wodą tworzyły nieziemski widok. Czułam się jakbym podróżowała po tunelu galaktycznym. Wspaniałe doznanie. Spojrzałam kątem oka na basiora, który również z zaciekawieniem przyglądał się jaskini. Uśmiechnęłam się lekko, dobrze jest mieć przy sobie kogoś, a nie być tak samemu.
-Ślicznie tu-powiedziałam.
-Yhym-mruknął-dobrze, że tu przyszliśmy.
-Widzisz jakie ja mam dobre pomysły-zaśmiałam się.
-Fantastyczne-uśmiechnął się basior.
-Ciekawe gdzie wyjdziemy.
Zdążyłam zadać pytanie, gdy nagle skały pod nami zatrzęsły się i zapadły, a my wpadliśmy do wąskiego tunelu, którym zsuwaliśmy się coraz niżej. Zamknęłam oczy i czekałam na twarde lądowanie.

Exan? I to jak xd

Od Mavericka - Cd. Nakty

- Możliwe. Nie wiem. Tak właściwie, to jestem tutaj nowy - odpowiedziałem. - Nazywam się Maverick. I tak, mam jeszcze kilka takich opowiadań... Może nawet więcej niż kilka.
W głębi ducha ucieszyło mnie, że wilczycy spodobała się baśń, ale nie dałem tego po sobie pokazać. Uznałem, że może kiedyś dam jej coś do przeczytania, na przykład jedną z ulubionych historii Sylur, opowiadającą o przygodach dziejących się wiele lat temu. Podejrzewałem, że kotka lubi tamtą opowieść właśnie dlatego, że to ona jest główną bohaterką. Ciekawe, czy baśń o Śnieżnej Królowej też jej się spodoba?
- Będę mogła coś przeczytać? - głos Nakty wyrwał mnie z zamyślenia.
- Em... zgoda. Tylko nie dzisiaj, bo robi się ciemno. Jeśli chcesz, to znajdę coś na jutro.
- Byłoby super. Spotkamy się w Pustynnej Oazie... w południe?
- W porządku - zgodziłem się. Posłałem białej wilczycy delikatny uśmiech na pożegnanie i ruszyłem w kierunku mojej jaskini. Przeszedłem jednak zaledwie kilka kroków, gdy usłyszałem wołanie Nakty:
- Mavericku?
Zatrzymałem się i odwróciłem głowę. Wilczyca podeszłą do mnie.
- Widzę, że kulejesz... Wszystko w porządku? Mogłabym sprowadzić medyka...
- Obawiam się, że jest już zbyt późno. O wiele zbyt późno - mruknąłem.
- Och... Czyli... już zawsze będziesz kulał?
- Zgadza się. Ale nie przejmuj się tym, radzę sobie. - Zmusiłem się do uniesienia kącików pyska w delikatnym uśmiechu. - Do zobaczenia jutro w Oazie.
- Tak... do zobaczenia... - odpowiedziała Nakta zamyślonym głosem. Nim zdążyła powiedzieć coś jeszcze, oddaliłem się już. Musiałem znaleźć jakąś dobrą historię, nie, lepiej dwie...
Gdy tylko wróciłem do domu, zacząłem przeglądać sterty papieru. Czyste kartki były pomieszane z zarysowanymi lub zapisanymi, kilka zeszytów, nie zapełnionych całkowicie opowieściami, walało się po kątach. Na początek postanowiłem poszukać opowiadania o wymyślonych przygodach Sylur. Mógłbym jeszcze wziąć opowieść o Berle Władzy...
<Nakta?>

Nie ma przypadków,..

 Nie ma przypadków, wszystko ma swoją przyczynę.
Imię: Orion
Pseudonim: Ori
Wiek: 4,5
Płeć: Samiec ♂
Rasa: Stal i Ogień
Charakter: Orion zazwyczaj skryty, tajemniczy, ale pozory nie raz mylą. Orion (to zależy od humoru) jest otwarty na znajomości, propozycje i skory do pomocy. Od zawsze ma słaby umysł (więc podatny jest na czytanie w myślach), Nie raz lekkomyślny, ale potraf opanować swój umysł.. Tak jak jego brat i on słynie z chłodnej i czystej logiki i zdolności do płynnego myślenia strategicznego. Ale też, tak jak i Exan, lubi imprezować i podrywać inne wadery (jeśli jest pod wpływem alkoholu). Śpiew zazwyczaj to codzienność u Oriona. Lubi nucić krótkie piosenki podczas spaceru. Miłość?! Nie... on nie traktuje miłości na poważnie. Nie przywykł do stałego związku... a wadery woli jako przyjaciółki... lub towarzyszki, kiedy jest sam, albo potrzebuje się z czegoś wygadać, z czegoś co mu od dawna leży na sercu. Ale może kiedyś... któraś... może się znajdzie co pokaże mu co to jest prawdziwa miłość. Może ulegnie jej, chcesz spróbować? Jest to basior szczery (ale miarkuje słowa, aby kogoś nie urazić), honorowy i empatyczny.
Stanowisko: Wojownik
Orientacja:W przeciwieństwie do brata jest heteroseksualny
Zauroczenie:-
Partner: Na razie brak
Potomstwo: Raczej nie ma. A może. Ale raczej nie
Rodzina:
Ojciec- Nero
Matka- Elise
Brat- Exan
Moce:
Stal+Ogień- Orion porasta stalowym pancerzem i nagrzewa się do wysokiej temperatury. Stal zapewnia mu wytrzymałość, a płomień nagrzewający pancerz, zwiększa jego obrażenia.
Stalowa Aura- Oriona otaczają obracające się wokół niego miecze, które tworząc koncentryczny układ, chronią Oriona przed przeciwnikiem. I jednocześnie ciska w wroga mieczami.
Pancerz- Orion pokrywa się grubą warstwą stali, tworząc mocny pancerz. Staje się wytrzymały na różne ataki ze strony przeciwnika
Magiczna Powłoka- Orion otacza się powłoką, która chroni go przed atakiem magicznym (ta moc wymaga jednak straty dużą ilość energii)
Ogniste kule (Ogień+Stal)- Orion tworzy w powietrzu kilka stalowych kul, które później zajmują się ogniem. Płonące kule mkną w stronę przeciwnika.
Kolczasty kokon- Orion schroni się pod powłoką kolczastej kuli. Kolce dodatkowo zadają obrażenia, gdyby wróg podszedł zbyt blisko.
Stalowy Klon(stal+ogień)- Orion tworzy swoją kopię ze stali i ognia (Orion wykorzystuje tą moc, gdy liczebność jego przeciwników jest duża)
Ognisty Miecz (Ogień+Stal) Orion tworzy ognisty miecz
Stalowa Dusza- Orion jest odporny na ciemne moce (hipnoza, przejęcie władzy nad ciałem)
Umiejętności: Rysowanie, Dobrze walczy, Dobrze pływa... Gra w szachy.
Ulubiony kolor: Czerwony
Urodziny: 04.07
Lubi: |Walkę|Romanse|Chwilę ciszy|Mocną herbatę lub kawę|Dużo słodkości|Gry |
Nie lubi: Chamstwa| Oszustw| Wybuchowych wilków| Nie lubi zboczeńców|Rozkazów|
Ciekawostki: -
Inne zdjęcia: X || X || X ||
Kontakt: marcinekj995

29 czerwca 2017

Od Shakuy'i - Cd. Amnesii

Co ona powiedziała? Co mi zamówiła? Nie nadążałam z jej słowami, nawet nie zdążyłam zareagować, oprócz kiwnięcia głową, bo chyba było już wtedy za późno. Kelnerka wszystko zanotowała, a ja spojrzałam na dziewczynę zdziwiona.
- Co to było? - zapytałam patrząc uważnie na jej uśmiechniętą twarz. Ledwo co tu weszłam, a ona już gada jak najęta i zamawia mi... coś.
- Posmakuje ci, zobaczysz – odparła. Westchnęłam zrezygnowana i oparłam się o krzesło. Było wygodne i mięciutkie. Z chęcią bym teraz zamknęła oczy i zasnęła, gdyby nie fakt, że muszę spróbować czegoś, co przyniesie mi dziewczyna w czarnym ubraniu. Rozglądałam się po lokalu. Beżowe ściany bardzo ładnie wyglądały z białymi zasłonami. Stoliki były rozłożone po jednej stronie, bo po drugiej znajdował się bar. Lampy były zawieszoną na środku kawiarni, a wszystko aż lśniło od czystości. Przyznam.
- Ładnie tu – powiedziałam na głos, a Amnesia mi przytaknęła. Tak długo zajęłam się oglądaniem wystroju, że nie zauważyłam, kiedy nasze dania zostały przyniesione. Odsunęłam się lekko od parującej szklanki, na co kelnerka się zdziwiła. Zapytała, czy wszystko w porządku, niepewnie pokiwałam głową, a ona odeszła.
- Musisz się nieco wyluzować – powiedziała moja towarzyszka chwytając w dłoń widelec i wsadzając go w ciasto położone na małym talerzyku. Z podejrzeniami zajrzałam na parującej szklanki, w której znajdował się ciemny płyn, ale miał przyjemną woń. Tylko zapach przekonał mnie do tego, aby chwycić rączkę naczynia i spróbować herbaty. - Tylko uważaj – powiedziała szybko Amnesia, jakby o czymś zapomniała. Spojrzałam na nią spod kubka. - Gorące – to zmienia postać rzeczy. Odstawiłam szklankę, a zrobiłam to co ona – spróbowałam ciasta. Było mięciutkie, a kiedy przełknęłam pierwszy kęs, zapragnęłam jeszcze. Podobnie było z babeczkami, tyle, że lukier nieco mi nie smakował, dlatego oddałam je dziewczynie. Zdziwiona przyjęła je i zjadła, w zamian oddając mi kawałek swojego ciasta. Została tylko ta gorąca herbata... Amnesia wzięła ją do ręki i powoli siorbnęła. Zrobiłam to samo, znaczy mi się tak wydawało, bo w rzeczywistości mój ruch bł agresywniejszy i po chwili odstawiłam szklankę łapiąc się ust. - Mówiłam, że gorące – powiedziała odstawiając swoją szklankę. Spojrzałam na nią z lekkim wyrzutem, a kiedy ból minął, odsunęłam od siebie szklankę.
- Nie wypije tego – zaprotestowałam.
- Poczekaj chwilę aż wystygnie, na prawdę. Zaufaj mi – uśmiechnęła się. Chciało mi się śmiać na jej ostatnie słowa, ale zamiast tego pokręciłam przecząco głową i wróciłam do pustego talerza.
- Ciasto było dobre – skomentowałam.
- Moje ulubione – uśmiechnęła się. - Gdzie byś chciała potem iść? - zapytała, na co wzruszyłam ramionami.
- Ty jesteś moim przewodnikiem – stwierdziłam od razu i znowu spojrzałam na podejrzaną ciecz, która przestała parować.
- Spróbuj, na prawdę – próbowała mnie namówić, aż w końcu jej się to udało. Zamknęłam oczy i zamoczyłam język. Herbata rzeczywiście nie była już gorąca, lepiej, smakowała mi.
- Nie jest zła – stwierdziłam wypijając połowę.

<Amnesia?>

Od Artura -Cd. Amor

- Niech będzie ten sam. - rzuciłem. Szczerze mówiąc nie przepadałem za kebabami, ale skoro mnie już na nie wyciągnęła, to niech jej będzie. Kobieta powiedziała ile chce zabrać nam hajsu z kieszeni i zapłaciliśmy. Westchnąłem i poprawiłem szalik.
- Jest lato, a ty dalej nosisz szalik. Nie gotujesz się w tym?
- Na pewno nie stanie się ze mną to co stało się z dzieckiem w twoim żarcie. - uśmiechnąłem się. Zapamiętać na przyszłość, miłośniczka czarnego humoru - Ale nie, nie gotuje się. Swoją drogą, ludzie nie zaczepiali cię i pytając jaką postać cospley'ujesz?
- Zdarzyło się chyba raz czy dwa.
- No to obydwoje jesteśmy tutaj dziwolągami. - uśmiechnęliśmy się wzajemnie. po jakiś kilku minutach nasze kebaby były gotowe. Ten zapach... zrobiłem się strasznie głodny. Nawet jeśli nie przepadam za nimi to i tak go zjem. Głód je silniejszy.
- Idziemy do parku? - spytała Amortencja
- Jasne. Kebab w plenerze zawsze spoko. - udaliśmy się do miejscowego parku. szczerze mówiąc wole prawdziwe lasy. Cieszyło mnie to, że urodziłem się jako wilk i mogłem korzystać z darów natury jak chciałem. Bez ograniczeń, że w nocy za spanie pod drzewie czy na ławce zgarnie mnie policja myśląc, że jestem pijany czy co. Usiedliśmy na ławce.

<Amor?>

Od Exana -Cd. Amnesia

Wadera zasmuciła się kiedy powiedziałem do niej "księżniczka" sam nie wiem, czemu ona tak reagowała, a może to liczy się z jej przeszłością. Oczywiście, że zgodziłem się na wędrówkę bo waderze się nie odmawia, prawda? Gdy wadera się zbytnio uspokoiła się zacząłem do niej po woli rozmawiać. Wadera zaczęła reagować spokojnie na moje wypowiedzi. Wadera spoglądała co jakiś czas na swoje łapy... złapałem ją nagle. Wadera nie była ciężka, bo z racji jej wzrostu jej ciężkość można by porównać do worku pierzy. Więc złapałem ją i postawiłem na moim grzbiecie. Uwielbiałem nosić kogoś na grzbiecie.
- Nie musiałeś- powiedziała Amnesia i chciała zejść, ale zagrodziłem jej tą możliwość
- To nie problem- oznajmiłem, uśmiechając się do niej.
Wadera odwzajemniła uśmiech i postanowiła zostać.
- Daleko jeszcze masz zamiar mnie zaciągnąć?
- Tak, a co?
- No nic, tylko proponuję krótki postój
Amnesia uśmiechnęła się
- Lubię męczyć takich jak ty- zachichotała
- Dziękuję

<Amnesia? lubisz mnie męczyć, prawda?>

Nieobecność

Jake będzie nieobecny do dnia 27.06 - 07/08.07 z powodu wyjazdu.

28 czerwca 2017

Nieobecność!

Kozume zgłasza nieobecność w dniach 30.06-08.07 ze względu na wyjazd.

27 czerwca 2017

Od Amnesii CD Shakuy'i

Nie wiem czemu, ale w towarzystwie dziewczyny przypominały mi się moje początki z ludźmi. Może dlatego, że zachowywałam się podobnie? Różnicą było to, że ja nie miałam nikogo kto by mi pomógł przystosować się do tego świata... no i ja byłam bardziej ciekawska i wszystko dokładnie obserwowałam. Zdarzało się, że zaczepiałam ludzi i pytałam co to jest. Tak było między innymi z samochodami, rowerami, rolkami, słupami, lampami, bramkami, blatami, lodówkami... i wieloma rzeczami. Niektórzy patrzyli na mnie jak na wariatkę, a inni myśleli, że jestem z zagranicy i po prostu nie wiem, jak te rzeczy nazywają się w owym języku. Mimo wszystko dzięki temu, że kiedyś byłam w alfiej rodzinie wiedziałam co to stół, krzesło czy podobne rzeczy, jednak reszta była mi nieznana. Prawdopodobnie dlatego, że rodzice ukrywali przede mną fakt o ludziach i dopiero po ucieczce dowiedziałam się tego wszystkiego.
Usiedliśmy przy stoliku obok okna i zdążyliśmy się dobrze rozsiąść, a już podeszła do nas kelnerka.
-Dzień dobry. Co mogę podać?-zapytała.
-Herbatę o smaku czarnej porzeczki i aronii, średnio słodką, dwa kawałki ciasta Kopiec Kreta oraz dwie lukrowane babeczki, dla niej to samo-odparłam nawet nie patrząc w kartę, a na końcu wskazując na dziewczynę przede mną.
Lekko zdziwiona spojrzała na mnie, ale widząc, że kelnerka przygląda jej się pytająco lekko skinęła głową. Kobieta obok odeszła powiadomić o naszych zamówieniach, a ja uśmiechnęłam się do dziewczyny.

Shaku'ia? Zjadłabym sobie takie słodkości ^^

Od Amnesii CD Aflana

Niezbadany las. Od zawsze intrygowała mnie jego nazwa i zastanawiałam się, co kryją owe drzewa i polany. Pójście tam było ciekawym pomysłem, może natkniemy się na coś niesamowitego... w innym przypadku zeżre nas jakiś kościotrup, ale czemu nie zaryzykować? Co prawda byłam już tam, ale patrząc na jego wielkość mało go zwiedziłam. Do tej pory pamiętam, że tylko dzięki położeniu księżyca znalazłam drogę z powrotem. Jestem pewna, że gdybym nie leciała nad drzewami wrócenie do jaskini zajęło by mi kawał czasu. Było tam tak gęsto, że tylko gdzieniegdzie dało się zauważyć skrawki nieba.
-Wiem jak dojść bo byłam tam już-odparłam-i z chęcią cię zaprowadzę.
Uśmiechnęłam się lekko, jednak jak się spodziewałam basior nie odwzajemnił gestu, a jedynie skinął głową. Ruszyliśmy do Przełęczy Połamańców, z której zmierzyliśmy w stronę lasu. Aflan szedł obok, a ja wymyślałam nowe gatunki stworzeń jakie możemy tam spotkać. Byłam w owym miejscu tylko raz i zyskałam nowych przyjaciół. Obecnie byli pewnie na polowaniach razem z Daytonem. Chodź nie znaliśmy się dość długo, ja już się z nimi zżyłam i oni chyba ze mną też. Każde z nich wprowadzało do mojego życia nowe doświadczenia i wiedzę. Dzięki Innes'owi dowiedziałam się wiele o świecie, o jego początkach i kryzysach. Oprócz tego poznałam nowe wymiary o których nie miałam pojęcia. Obiecał mi, że niedługo zabierze mnie do któregoś z nich, jednak na razie nie jestem gotowa. Za to Umbreon i Espeon'a opowiedzieli mi o wielu gatunkach roślin i zwierząt. Z wiedzą, którą mi przekazali mogłabym zostać zielarką, a oni wiedzieli dużo więcej. Miałam chociaż małą świadomość co możemy spotkać w Niezbadanym Lesie i na myśl o tym przechodziły mnie ciarki zachwytu i lekkiego niepokoju. Zamyśliłam się na tyle mocno, że nawet nie zauważyłam, ze doszliśmy na miejsce. Dopiero, gdy na nasze osoby padł cień spojrzałam przed siebie.
-O! Jesteśmy!-zawołałam, chodź to było oczywiste-mrrrocznie tu.
Już patrząc na to miejsce nie mogłam zrozumieć jak ja zapuściłam się w ten las w środku nocy i to jeszcze nieświadomie. Przecież wystarczyła chwila, a już bym nie wróciła. Sama nie wiem co mną kierowało, jedyne z czego zdaję sobie sprawę to świadomość, że coś przyciągało mnie do tego miejsca. Coś albo ktoś. Bo czy to przypadek, że zyskałam nowych towarzyszy? Jaka normalna osoba zapuszczająca się do tego lasu wróciła z nowymi przyjaciółmi. Chodź do tej pory tego nie rozumiem, to nie muszę. Najważniejsze, że mogłam pomóc tym stworzeniom.
-Idziesz?-z zamyślenia wybudził mnie głos basiora.
Przytaknęłam lekko i ruszyłam za nim. No to czeka nas przygoda... przynajmniej mam taką nadzieję.

Aflan?

Od Nakty - Cd. Mavericka

Długa trawa irytująco łaskocząca mój nos, przeraźliwy upał, którego nie cierpiałam z całego serca oraz ciągłe bieganie za uciekającą zwierzyną. Mimo tego iż dawno robiło się ciemno, wysoka temperatura nie miała zamiaru ustąpić. No, albo to ja jak zwykle miałam wobec niej wyolbrzymione problemy. Po prostu nienawidziłam kiedy na dworze panował taki upał.
Z całej siły powstrzymywałam chęć kichnięcia i cofnęłam lekko tyną łapę, przygotowując się do skoku na kolejną sarnę. Niestety, na moje nieszczęście nadepnęłam na suchą gałązkę, która pękła pod moim ciężarem. Warknęłam cicho pod nosem i rzuciłam się na uciekającą sarnę, której cztery towarzyszki już dawno zaniosłam na pożarcie członkom watahy. Właściwie to sama nie wiedziałam co robiłam, ganiając się za tą piątą.
Zwierze szybkim biegiem wkroczyło na teren głębokiego lasu, dlatego przyśpieszyłam jak tylko się dało, żeby nie zgubić jej z oczu, gdzieś pomiędzy drzewami. Zadanie jednak nie było takie łatwe, mając na uwadze to, jak gęsto rozstawione były pnie. Rozdrażniona już miałam się poddać, gdy nagle zrobiło się bardziej przejrzyście, a zwierze wyskoczyło gdzieś na leśną ścieżkę. Koniec tego, wystarczająco się dziś nabiegałam. Zatrzymałam się wtedy na tejże ścieżce i spojrzałam pustym wzrokiem na dalej biegnącą sarnę.
Dopiero po usłyszeniu głuchego trzasku upadającego zeszytu zorientowałam się, że ktoś obok mnie stoi. Cóż, jeśli ten ówże osobnik nie spodziewał się wylatującej mu przed nosem sarny, to lepiej żeby się upewnić, że nie dostał zawału. Kiedy odwróciłam się w jego stronę, stał gdzieś na uboczu z lekko rozpartym pyszczkiem. Mój wzrok mimowolnie poleciał w dół, na roztwarty notatnik z zaczątkiem opowiadania. Przeleciałam szybko wzrokiem po słowach i uśmiechnęłam się do basiora.
- Sam to napisałeś? - zapytałam, czując podziw za tak wciągającą na wstępie historyjkę.
- To tylko amatorska baśń - mruknął cicho i podniósł swoją zgubę. Przysiadłam przed nim, wgapiając się w trzymaną przez niego rzecz.
- Amatorska? Chłopie, to wciąga, masz coś jeszcze? - powiedzmy, że pochwaliłam jego umiejętności. No cóż, patrząc na to, to wcale nie była pochwała... - Powinieneś zostać pisarzem czy kimś. Szczeniakom na pewno spodobałyby się takie opowieści - zamerdałam ogonem. - Jestem Nakta, wydaje mi się, czy już cię kiedyś widziałam?

<Maverick? Przepraszam, że tak późno i bez sensu, ale jestem miłym i dobrym adminem, aktóry robi wszystko na ostatnią chwilę xD>

26 czerwca 2017

Od Amnesii - Towarzysze

Weszłam do Niezbadanego Lasu rozglądając się dookoła. Było w chuj ciemno, ale widziałam na tyle dobrze, że zwinnie omijałam każdą przeszkodzę. Ogólnie to mój spacer miał miejsce w środku nocy. Dlaczego? Sama nie wiem. Tak jakoś. Poza tym zauważyłam, że korony drzew są tak bujne, że tylko gdzieniegdzie widać skrawki nieba i gwiazd. Nie mam pojęcia ile tak szłam aż usłyszałam szelest krzaków obok i aż odskoczyłam gdy coś stanęło mi na łapę. Odetchnęłam z ulgą, gdy zobaczyłam, że to nic innego jak żaba. Niestety spokój nie był mi dany, bowiem po chwili poczułam jak coś powala mnie na ziemię. Poczułam kocie łapy na swoim brzuchu, a gdy otworzyłam oczy ujrzałam duże stworzenie ze skrzydłami. Bez zastanowienia odepchnęłam je tylnymi łapami i szybko wstałam. Przez panującą ciemność ledwo widziałam, jednak nie poddawałam się. Istota wydała dziwny odgłos i skoczyła na mnie. W ostatniej chwili zrobiłam unik i wzbiłam się w powietrze. Postanowiłam wylecieć ponad drzewa, aby ułatwić sobie walkę i zwiększyć pole widzenia. Tak jak się spodziewałam stworzenie ruszyło za mną, a ja już po chwili przebiłam się przez masę gałęzi. Gdy w końcu znalazłam się nad drzewami byłam zdziwiona, bowiem dookoła jak i na horyzoncie widziałam jedynie las. Zapatrzona kompletnie zapomniałam o sytuacji w jakiej się znalazłam i prawie nie spadłam, gdy coś lekko się o mnie otarło. Skierowałam wzrok na ową istotę i dopiero wtedy mogłam ujrzeć ją w świetle księżyca. Było to stworzenie podobne do jelenia, posiadające dwie pary skrzydeł - jedną do latania na plecach i jedną raczej ozdobną, malutką, tuż nad uszami, zamiast rogów, posiadało również lisi ogon, a w miejscu, gdzie powinny być kopyta miało łapy, podobne do kocich. Otworzyłam szeroko oczy nie mogąc nadziwić się jej majestatycznością, jednak opamiętałam się i uniknęłam ataku ze strony stworzenia. Nie chciałam go zabijać, ale nie mogłam tak uciekać w nieskończoność. Korzystając z mocy danej mi jako koszmar lodu spowolniłam czas. Jakież było moje zdziwienie, gdy zobaczyłam, że czar ten nie działał na istotę. Szybko przestałam używać magii i znowu zrobiłam unik. W końcu postanowiłam zamienić się w lodowego wilka, przedtem jednak wylądowałam na drzewie. Gdy tylko łapy moje znalazły się na bezpiecznej gałęzi przemieniłam się. Szybko skoczyłam na drzewo obok odsuwając się jednocześnie od napierającego stworzenia. Więcej się nie zastanawiając wystrzeliłam w niego ostre sople lodu, które przebiły jego skórę prawie na wylot. Istota zaryczała przeciągle i zaczęła spadać, aż w końcu znikła w koronie drzew. Wróciłam do normalnej postaci i zleciałam na dół. Wylądowałam kawałek od zwierzęcia, a gdy upewniłam się, że nie ma sił na atak podeszłam do niego. Bez zastanowienia zaczęłam tamować krew, jednak wiedząc, że to na nic zawyłam głośno. Nie minęło długo kiedy ujrzałam Daytona. Smok wylądował obok i spojrzał na mnie pytająco.
-Co ty tu robisz?-odezwał się pierwszy.
-Byłam na spacerze, zaatakowało mnie to stworzenie i w celu obrony zamieniłam się w lodowego wilka i przebiłam mu skórę lodowymi soplami, nie chciałam go krzywdzić, jednak nie miałam co robić, nie chcę też aby umarł więc musisz zabrać go do naszej jaskini bo ja nie dam rady-powiedziałam na jednym wydechu.
Mój towarzysz jedynie przytaknął i wziął zwierzę na grzbiet. Właśnie miałam wsiadać, jednak zobaczyłam parę fioletowych oczu.
-Wskakujesz?-zapytał.
-Leć, ja zaraz dołączę-odparłam.
Dayton wzbił się w powietrze i z lekkim kłopotem wyleciał nad drzewa. Ja jednak ruszyłam w stronę tych pięknych oczu, które po chwili znikły. Zaczęłam biec, a gdy znalazłam się po drugiej stronie zarośli ujrzałam fioletowy ogon. Przyśpieszyłam i najnormalniej w świecie goniłam istotę o tych cudnych tęczówkach. Ciekawość wzbierała we mnie coraz bardziej, jednak stworzenie powoli znikało mi z oczu. W pewnej chwili zaczęłam lecieć, bowiem wtedy byłam szybsza. Z zadowoleniem stwierdziłam, że doganiam owe zwierzę. Ono chyba również to zauważyło, bo przyśpieszyło. W końcu będąc już dość blisko odbiłam się od drzewa i skoczyłam na nie. Przygniotłam istotę do ziemi i dla pewności okryłam ją wokół skrzydłami. Spojrzałam w fioletowe oczy wypełnione strachem. Zrobiło mi się głupio, że napadłam tak na bezbronne zwierzę. Właśnie chciałam je puścić, jednak moją uwagę przykuło inne stworzenie. Ledwo widziałam zarys jego ciała, na którym widniały błyszczące się na niebiesko okręgi. Oświetliły one teren wokół i dobrze mogłam się przyjrzeć istotom. Nie wyglądały groźnie, a wręcz przeciwnie. Oba były wychudzone i prawdopodobnie zmęczone, a ja jako osoba o dobrym sercu chciałam im pomóc.
-Przepraszam, ja nie chciałam wam nic zrobić, mogę wam jakoś pomóc?-odezwałam się schodząc z zwierzęcia pod sobą.
Fioletowa istota szybko schowała się za drugą, jednak nie uciekły, a patrzyły na mnie zaciekawione.
-Jestem Amnesia i na prawdę, nie chce wam zrobić krzywdy-kontynuowałam-jestem magicznym wilkiem zamieszkującym watahę, do której należą owe tereny...

Jeśli miałabym opowiadać o całej rozmowie tam, zajęło by mi to wieki. Chcąc przekonać do siebie owe stworzenia opowiadałam o sobie i swojej historii. Z każdym słowem wydawało mi się, że bardziej się do mnie przekonują, a gdy dowiedziały się, co zaszło między mną, a istotą jelenio podobną zbliżyły się do mnie i odezwały. Jeszcze jakiś czas rozmawialiśmy aż zaproponowałam im zamieszkanie ze mną. Obiecałam im pożywienie i schronienie, czyli to, czego nie miały w lesie. Po dłuższych namowach zgodziły się i zabrałam je do jaskini.

Co do jelenio podobnego stworzenia dopiero dwa dni później odzyskało przytomność. Przez ten czas zadbałam o jego stan zdrowia. Spodziewałam się, że po wybudzeniu zaatakuję mnie, jednak zachowywało się spokojnie. Co więcej zaczęło rozmowę, bowiem nie pamiętało nic z ostatnich wydarzeń. Gdy opowiedziałam mu co się stało i zaproponowałam zostanie moim towarzyszem zgodziło się mówiąc, że jest to podziękowanie za uratowanie życia, bo mało jest osób, które postąpiły by podobnie.

The End

Od Shakuy'i - Cd. Amnesii

Kiedy mówiła o jakimś psychopacie, miałam wrażenie, że własnie jeden przede mną stoi. Nie wiem dlaczego, nie przypadła mi do gustu? To nie to. W końcu chyba jest jedną z nas, inaczej by nie gadała... takich rzeczy. No chyba, że na prawdę jest jakimś psychopatą i to jest tylko taka gra. Szybko odgoniłam od siebie wszystkie myśli, kiedy zauważyłam, że od jakiejś paru sekund dziewczyna przygląda mi się.
- To... jesteś wilkiem? - powiedziałam cicho. Tak jak mówiła, ktoś mógł nas śledzić, lub teraz obserwować. Nawet, jeżeli szanse są bardzo, ale to bardzo nikłe, odrobina ostrożności nie zaszkodzi. Dziewczyna pokiwała twierdząco głową.
- Amnesia jestem – wyciągnęła w moim kierunku dłoń. - Tutaj Jane Brinley – dodała. Spojrzałam na jej dłoń, którą po dwóch sekundach uścisnęłam.
- Shakuya Shakimizaki – przedstawiłam się. - Czyli Shaku – dodałam. Dziewczyna lekko się uśmiechnęła.
- Chyba jesteś pierwszy raz w mieście – zauważyła. Czyli to aż tak było widać? W sumie... tak. W końcu kto normalny warczy na psa, jakby był twoim wrogiem?
- Drugi. Za pierwszym się przemieniłam – spojrzałam w kierunku, w którym uciekł psiak. Może ten czworonóg jest niby z mojej rodziny gatunku czy czegoś tam, ale jednak go nie lubię. Chyba nie polubię żadnego stworzenia w tym mieście. Wszystko takie udomowione, że aż strach. Jak ludzie mogą tak więzić zwierzęta? Dają im wszystko, a czego w zamian chcą? Słodkości, którą mogą się pochwalić przed sąsiadami, a gdy owej słodyczy już ci brak, wymieniają cię. Jak można się godzić na taki los?
- Tez tak reagowałam na początku – przyznała się. - Może porozmawiamy w kawiarni? Środek chodnika to chyba nienajlepsze miejsce – zaproponowała. Kawiarni? W sumie... czemu by nie? Zawsze chciałam wejść do takowego miejsca i poznać smaki, które preferują ludzie. W końcu my wilki spożywamy raczej tylko surowe mięso zwierzęcia, które upolowaliśmy niedawno.
- Dobra – zgodziłam się. Amnesia kazała mi przejść na drugą stronę ulicy spokojnie, nie warcząc na przejeżdżające samochody. Kiedy weszliśmy na białe pasy auta jechały w naszym kierunku. - Przecież nas przejadą – szepnęłam przyglądając się jednemu z kierowców, który dziwnie mierzył mnie wzrokiem.
- Nie przejadą, spokojnie – miała rację. Blachy się zatrzymały przed pasami i poczekały, aż przejdziemy na drugą stronę. Potem weszliśmy do małej kawiarenki. - Nie wariuj tak – powiedziała spokojnym i nieco rozbawionym głosem.

<Amnesia?>

Od Aflana - Cd. Avem

"Lite Vanei" - z tego co wynika, bardzo pomocna moc. Więc jeśli teraz jej użyje, bym miał się za nią uganiać przez pół lasu, zabiję ją, daję słowo. Tak, kolejny raz miałem ochotę zaspokoić swoje wewnętrzne potrzeby, zatopić w kimś swoje kły, lekki gniew i irytacja na jakiegoś zdrowo pieprzniętego wilka, który przekazał mi info o koniecznym zjawieniu się u alfy, nie ułatwiały zadania, jakie musiałem wykonać - po prostu się stawić. Ale przyzwyczajony, miałem już zawieszone haczyki. Mnóstwo haczyków, aż sieć z nich stworzoną. Gruba ryba.
- Aflan - rzuciłem niby niedbale, niby wyniośle, jak jakiś władca, już skierowany w odpowiednią stronę.Kocham, po prostu kocham, gdy zostaje wezwany do przywódczyni tylko po to, by pewnie dostarczyć do kuzyna siostry sprzedawcy pizzy ze strony matki papieża, wiadomość.
Podroż trwała krótko, parę, może nieco więcej, minut. Szliśmy w milczeniu, szybkim krokiem, jakby obawiając się tego, co zostanie nam przekazane. Być może to, co pierwsze wpadło mi na myśl, okaże się mimo wszystko lepsze od tego, co nas czeka. Stęknąłem w duchu, to może być okropny dzień.
- Witam - odezwała się Amortencja, jej wręcz złotawe futro lśniło w promieniach słońca. Ehhh, ta to dopiero ma władzę.Uhmm, wygodnie. Tyle, że stanowisko alfy jest ogromnie poważne, każdy traktuje cię wtedy z dystansem, jakby obawiając się jakiejś nieprzyjemnej reakcji z twojej strony. Do tego wiele obowiązków, brzemię, jakie musisz nieść... Nawet gdybym mógł, nie chciałbym. Władza, przynajmniej nie w takim stopniu, jest mi pisana. Ale dlaczego w ogóle o tym rozmyślam? Przecież jestem wezwany do alfy, a nie koronowany na niego. Swoją drogą, czy na alfę można być koronowanym? God, moje myśli tego dnia błądzą wszędzie, dosłownie. Koronacja to chyba nie najlepszy temat jak na chwilę obecną, czyż nie? Nie. I właśnie tutaj jest problem.
- O co chodzi? - Spytała Avem, kiwając głową na przywitanie, tym samym okazując znak szacunku. Za to ja po prostu stałem, lustrując, a wręcz przecinając na wskroś spojrzeniem oczy wadery, siedzącej do nas przodem. Szczerze mówić, to nawet jej tak ładnie.
Tylko mi się ty tutaj nie zakochaj.
Sarkastyczny głos bębnił w mojej głowie dzikim śmiechem, ale ja nie wiedziałem nic, nawet trochę zabawnego w moim toku myślenia. Ha, ha, ha. Doprawdy, patologia.
 - Otóż, niedawno na naszych terenach kręcił się nieznajomy wilk, basior, całe brązowe futro, mniej więcej twojej postury, Aflanie. Po złożeniu propozycji dołączenia do watahy, na którą odmówił, podobno nadal pozostał na tych terenach, parę wilków go widziało. Waszym zadaniem jest sprawdzić, czy to prawda. W razie czego, to przepędzić, przyprowadzić do mnie, bądź w razie konieczności, zabić - tutaj spojrzała na mnie, jakby właśnie czytała moje akta i wiedziała o wszystkim, czego dokonałem. Uśmiechnąłem się blado, a jednak nie jest tak źle. Jednak...
- Czy to nie robota strażników? - spytałem. Skinęła głową na znak, iż się ze mną zgadza.
- Rzeczywiście, jednak z racji, iż posiadamy tylko dwójkę, potrzebne są dodatkowe jednostki. Sami całego terenu nie przekopią, waszym zadaniem jest sprawdzić całą zachodnią część. Jeśli posiadacie swoich towarzyszy, oczywiście możecie ich poprosić o pomoc... - po tych słowach po raz kolejny wykonała nieznaczny ruch głową. Tym razem oznaczał on "Możecie odejść, do widzenia!".
 < Avem? Nie wyszło w sumie tak źle, jak przypuszczałam...;P>

Od Aflana - Cd. Amnesii

Ach, który to już raz wpadam na nią tego dnia? Albo los chce, żebyśmy się poznali, albo też do spotkania doszło nie przypadkiem. Ech. miałem ochotę ugryźć własny ogon, co za pech. Przynajmniej nie towarzyszy jej ten smok, który z niewiadomej przyczyny był świadkiem każdego naszego spotkania. To jej wszechobecny przyjaciel, towarzysz, ochroniarz? Ludzie, to już się robi mało zabawne. Jeśli zaraz wyskoczy z krzaków z tekstem "WEJŚCIE SMOKA!!!", po czym zacznie nawijać o tym, jak to się właśnie zderzyliśmy, zacznie się tarzać po ziemi w fali nieopanowanego śmiechu, po czym zrobi się sto razy większy i odleci, zasłaniając prawie całe niebo. Lub na mnie siądzie, jeśli to jednak, jakby...ochroniarz Amnesii o niezbyt przyzwoitym charakterze.
 - Przepraszam - wybąkała pierwsza. Stłumiłem westchnięcie, odsuwając się na bok, by zakończyć kontakt między nami. Chciało mi się po prostu odejść zostawić ją i ( prawdopodobnie ) jej kolegę za sobą, ponownie zatopić się w błogim smaku bycia samemu i rozkoszować się tym, co mnie nie spotkało. Chociażby rozmowie. Czy ten dzień, czy on musi na mnie tak oddziaływać? Owszem, czasem jestem niezbyt mile nastawiony do spotkania z jakimkolwiek wilkiem - znajomym, czy nie - jednak zwykle potrafię to znieść. A więc żałoba.
- Również - powiedziałem monotonnym, wypranym z uczuć głosem. Dziwne, ale chyba to tak ogłaszam swoje znudzenie całemu światu? Cóż, chyba z każdym dniem poznaję siebie lepiej. Fajnie. Za chwilę będę studiować anatomię wilka, na tym to się skończy. Chociaż co ma anatomia do sposoby zachowywania się? Chyba opadam na dno, jak widzę.
-Meh - wyrwało mi się. Krótkie, niemalże niezauważalne, gdy spostrzegłem, a raczej usłyszałem kroki za sobą.
- Co miałeś zamiar porobić? - pytanie, które pojawiło się po chwili, było nieco nieśmiałe. Hmm, wstydliwość? Może, może... Boże, co za idiotyczny dzień. Zero rozrywki, zero pomyślności. Może towarzystwo tejże samicy poprawi go, chociaż trochę? Szczerze wątpię. Ale warto spróbować. Wbiłem wzrok w ziemię, by uniknąć popatrzenia się prosto w słońce, które raziło mnie jeszcze przed chwilą. Nieszczęsne promienie, przez was widzę wszędzie kolorowe plamy! Zamrugałem parę razy, chcąc wyzbyć się wady wzroku, jeżeli to tak można ująć.
- Pójść do Niezbadanego Lasu - odparłem zgodnie z prawdą. Od dawna planowałem się tam wybrać, ale szczerze mówiąc, nie mam bladego pojęcia, gdzie to jest. A o drogę alfy pytać nie mam zamiaru. - Byłaś tam kiedyś? Wiesz w ogóle, gdzie to jest? - Spytałem. Być może dowiem się czegoś ciekawego? Ciekawszego od ułożenia kości w ciele wilczym?

< Amnesia? >

Od Shane'a -Cd. Amor

Nie mogłem patrzeć jak zwierzę cierpiało.
Musiałem zrobić wszystko aby trochę ulżyć mu cierpienia. Wraz z Amor siedzieliśmy całą noc podając leki,w pewnym momencie trzeba było pójść po Exana. Wilk dokładnie go obejrzał i zajął się najgorszymi ranami.
-Połóż się ja przy nim poczuwam
Dziewczyna niechętnie ułożyła się do snu,już po chwili spała jak dziecko.
-Nie bój się wszystko będzie dobrze wyleczymy Cię i wrócisz na wolność. Siedziałem przy nim resztę nocy a gdy poczuł się gorzej dostał antybiotyki po czym zasnął. Cały czas patrzyłem czy oddycha i czy gorączka ustała. Rankiem pegaz obudził się i wstał.
Amor zadała mi pytanie a ja odpowiedziałem patrząc na pegaza.
~Jestem Trajan .. pozwól mi tu zostać z tobą
-Pewnie
-To chyba masz nowego towarzysza
-Chyba tak
-Głodny jesteś?
-Trochę...
-Zaraz zrobię coś na śniadanie
Amor zniknęła a ja z Trajanem zostałem
-Tereny watahy są twoje potem Cię oprowadze masz tyle wolności ile dusza zapragnie a kiedy poczujesz ze chcesz odejść odejdziesz
~Jestem wam winien przysługę uratowaliscie mnie od pewnej śmierci
Po chwili zjawiła się Amor ze śniadaniem dla nas i z kilkoma jabłkami dla Trajana
-Smacznego-powiedziała podając mi talerz z jajecznicą
-Wzajemnie ...
<Amor?>

Od Amor -Cd. Artur

- Uważaj na te wyspy, nieraz potrafią lawinowo spaść na czyjść łeb. - rzekłam humorystycznie. Artur zaśmiał się cicho.
- Artur, wiesz co jest małe, czarne, płacze i puka w szybkę? - zapytałam.
- Nie wiem. - odrzekł basior.
- Dziecko w piekarniku. - odparłam, krztusząc się ze śmiechu. Zleciałam na dół, by odpocząć. Natychmiast zmieniłam się w moją normalną formę. Teraz przynajmniej nie musiałam nikogo straszyć. Taki mały plus. Zastanawiałam się co można teraz porobić.
- Hmm.. wiesz na co mam ochotę? - zapytałam szeptem.
- Nie wiem. - odrzekł zdezorientowany Artur.
- Mam ochotę na gorącego ... kebsa. - odrzekłam śmiejąc się. Artur zaśmiał się waraz z ze mną. Zmieniłam się w ludzką formę i ruszyłam w stronę miasta.
- Idziesz ze mną?- zaproponowałam.
- Pewnie. - odparł basior. Po chwili Artur stał przede mną w ludzkiej formie. Po dosyć długim spacerze byliśmy w mieście. Muszę przyznać iż ogormne białe skrzydła nieźle rzucają się w oczy. Na sczęście ludzie kupują bajkę iż jestem cospleyer'em. Metropolia była ogormna. Wieżowce stykające się z chmurami, wszedzie zabiegani ludzie, samochody jadące ulicami. Miasto tętniło życiem. Ruszyliśmy prosto do budki z kebabami. Dziwne było to iż nie było dużej kolejki. No cóż prynajmniej nie musiałam czekać pół godziny.
- Poproszę dwa duże kebsy. - rzekłam.
- Z jakim sosem? -zapytała kobieta.
- Jeden mieszany, Artur, jaki chcesz sos? - zapytałam.
<Artur? Tak soł macz ciężka decyzja XD >

Od Amor -Cd. Avem

Nastała niezręczna cisza. Siedziałam jak wryta, niewiedziałam co zrobić, co powiedzieć. Po długim milczeniu rzekłam:
- Woooow. Potrawisz zmieniać formę? No to kozacko! 
- ... Cooo? - zapytała Avem. 
- Eh, nieważne. Wiesz, wczoraj udało mi się znaleźć ukrytą jaskinię pod wodą. To gdzieś na północ, nad oceanem. Może sprawdzimy co się tam znajduje? - zaproponowałam. Wadera kiwnęła głową. 
- Hm.. przydałby się środek transportu. - stwierdziła Avem.
- Taaaa. Smoków się boisz, feniks nas nie utrzyma, został więc statek. Chodź za mną. - rzekłam towarzyszcze. Pobiegłyśmy do mojej jaskini, jak się spodziewałam Ratchet wylegiwał się w najepsze. 
- Zgarniamy statek. - oznajmiłam. 
- Co? Nie! - zawołał lombax. Westchnęłam  cicho. Ruszyłam wraz z Avem w głąb jaskini. Aż naszym oczom nie ukazał się ogormny błękitny pojazd kosmiczny. 
- No to wsiadamy. - powiedziałam. Wsiadłyśmy do pojazdu. Ja po chwili zastanowienia odpaliłam silnik.
- Amor, umiesz tym sterować? - zapytała zaniepokojona Avem. 
- Jasne. Nie bój się. Tylko odpale dopalacze i w drogę! - zawołałam. Silnik zawarczał i ... po chwili wyleciałyśmy z groty jak z procy. Leciałyśmy między górami jakieś 300 km/h.
- Nie lecimy za szybko? - wystraszyła się Avem.
- E tam. Nic nam nie będzie. - stwierdziłam. Nie minęła godzina, a byłyśmy już na miejscu, statek wylądował bezpiecznie na wysepce. Avem dała nam mozliwość oddychania do wody i zanurkowałyśmy w głębinach. 
< Avem?>

Od Artura -Cd. Amor

Z początku wbiło mnie w ziemie, a potem mój szacunek i respekt wzrósł do maxima. Pewnie to dlatego, że jestem dosyć młody w porównaniu z resztą. Albo będę jej mówić teraz tylko i wyłącznie Amortencjo, albo będę unikał jej imienia. Druga wersja będzie trudna, ale należy uszanować jej prośbę odnośnie zwracania się do niej.
- Em... halo? Ziemia do Artura? - machnęła mi łapą przed pyskiem. Potrząsłem lekko głową. No tak. Lot.
- W takim razie, może z powrotem do tych wspaniałych skalnych terenów nad morzem? - zaproponowałem.
- Masz na myśli Góry Nagłej Śmierci, tak?
- Aaa... Góry Nagłej Śmierci?... - więc tak to się nazywa... chyba powinienem zachować ostrożność w tej okolicy. - Znaczy, tak! Góry Nagłej Śmierci! No to lecimy, nie? - uśmiechnąłem się nerwowo. Rozłożyłem skrzydła i machnąłem nimi kilka razy unosząc się w górę i kierując ku miejscu o jakże uroczej nazwie, zupełnie oddającej jej klimat... Amortencja leciała obok mnie.
- Ona jest taka imponująca, nie dziwie się, że jest alfą... - szepnąłem do wiatru. Zwinnie wymijaliśmy drzewa, które z czasem robiły się coraz rzadsze. Czasem wymieniliśmy kilka szybkich zdań. Kiedy ujrzałem pierwsze wysepki, natychmiast przyśpieszyłem, robiąc obrót - Może i to miejsce posiada straszną nazwę, ale w takim miejscu warto umrzeć! - uśmiechnąłem się do siebie - Wietrze, mam nadzieję, że to zapamiętasz i przekażesz dalej, jakikolwiek by to wilk nie był, musi się ze mną zgodzić.

<Amortencjo?>

25 czerwca 2017

Od Amnesii CD Shakuy'i

Zgarnęłam jednorazówkę z blatu sklepowego i z bananem na twarzy wyszłam z budynku. Od razu moja ręka powędrowała do reklamówki, aż znalazła zapakowaną lukrowaną babeczkę. Stanęłam na środku chodnika i zaczęłam objadać się słodyczem. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że nie dość iż blokuję drogę ludziom to jeszcze niektórzy patrzą się na mnie jak debilkę. Od razu ruszyłam w prawo, chodź cel mojej podróży był w lewo. W tamtym momencie byłam zbyt zajęta słodkim smakiem babeczki aby zastanawiać się, gdzie idę. Oczywiście zjedzenie jej nie zajęło mi długo, a więc wyrzuciłam woreczek i miałam się rozejrzeć, jednak zanim zdążyłam podnieść głowę poczułam jak ktoś na mnie wpada. Była to dziewczyna, a dokładnie dziewczyna mająca kły i warcząca na psa. Skąd ja to znam? Podczas moich pierwszych przygód z ludźmi, czyli już kawał czasu temu, zachowywałam się podobnie. Czyżby była to członkini watahy?
-Na twoim miejscu nie robiłabym tego w mieście-odezwałam się trzymając się owej myśli.
Nieznajoma szybko obróciła się w moją stronę i zilustrowała mnie wzrokiem. Uśmiechnęłam się przyjaźnie, co było bardziej powstrzymaniem śmiechu bowiem jej mina była bezcenna. Patrzyła się na mnie, jakbym była jakimś wybrykiem natury albo jednorożcem.
-Ktoś może to zauważyć-kontynuowałam-a niektórzy ludzie nawet mogą cię śledzić. Już tak raz miałam, taki jeden facet myślał, że jestem psem i tylko przebieram się za człowieka, potem okazało się, że uciekł z psychiatryka i go złapali, ale skoro raz uciekł, zrobi to ponownie. Pewnie tylko czeka na okazję aby kogoś złapać i zamknąć w piwnicy.
Zdawałam sobie sprawę, że moja wypowiedź brzmi głupio i bezsensownie, ale jakoś się tym nie przejmowałam. Gorsze raczej było, że to prawda, bo serio miałam już taką sytuację. Dostałam potem odszkodowanie, a ci debile nawet nie zwrócili uwagi na dziwny wygląd mojego domu, a nie wyglądał on normalnie, a bardziej jak las. Dopiero wtedy zdałam sobie sprawę, że dawno tam nie byłam i mogłabym się wybrać. Zatracając się w myślach zapomniałam o stojącej przede mną dziewczynie. W sumie moje rozmyślanie trwało niecałe dziesięć sekund, ale przez ten czas mogła coś powiedzieć, więc skierowałam swój wzrok na nieznajomą.

Shakuy'a? mam nadzieję, że dobrze napisałam imię xd

Od Amnesii CD Aflana

Widziałam, że wilk nie miał ochoty na dalszą rozmowę i nie miałam zamiaru go zmuszać. Nie należę do osób, które na siłę starają się ją kontynuować, bo rozumiem, że ktoś po prostu tego nie chce.
-Dobra-przerwałam ciszę-my już będziemy się zbierać, jestem głodna i zmęczona, tak więc cześć.
-Cześć-odparł wilk, a ja uśmiechnęłam się lekko.
Po chwili wskoczyłam na Daytona, który praktycznie od razu wzbił się w powietrze. Ostatnio raz omiotłam wzrokiem basiora, który znikł za drzewami. Rozłożyłam się na smoku i odetchnęłam. Zastanawiałam się czy w najbliższym czasie spotkam Aflana, nie byłabym specjalnie zdziwiona skoro należymy do tej samej watahy. Myślami wróciłam do naszej rozmowy i dopiero wtedy przypomniałam sobie o czymś.
-Zły smok-bąknęłam, na co w odpowiedzi dostałam jedynie cichy śmiech-co się cieszysz, powinieneś dostać taki opierdziel.
-No dobra, dobra, już się nie unoś. Wiesz, że to tak na żarty-odparł.
-Ale mi żarty, masz tak więcej nie robić-mruknęłam.
-Okey... a teraz co, na królika?
-No raczej.
Mimo, że smok się zgodził, wiedziałam, że dalej tak będzie. Zbyt dobrze go znam, aby mieć jakiekolwiek wątpliwości. Jednak nie przejmowałam się tym. Jedyne na co miałam ochotę to królik, byłam cholernie głodna, a myśli o jedzeniu tylko to pogarszały.
Po jakimś czasie Dayton zaczął zniżać lot, a ja spojrzałam w dół i ujrzałam stadko królików. Bez zastanowienia skoczyłam na ziemię i zaczęłam je gonić. Uwzięłam się na takiego dużego tłuściocha i nie zajęło mi wiele go złapać. Położyłam się wygodnie i zaczęłam jeść. Po skończonym posiłku wróciliśmy do jaskini, a że było już późno poszłam spać.
~~~~~~~~~
Otworzyłam oczy, jednak szybko je zamknęłam przez wpadające światło. Jęknęłam i podparłam się na łapach, po czym wstałam. Dopiero po jakimś czasie lekko uchyliłam powieki. Wyszłam za jaskini i rozejrzałam się, dalej nie do końca wiedziałam gdzie jestem. Dalej z przymrużonymi oczami ruszyłam w las. Sama nie wiem po co, może chciałam znaleźć Daytona, albo szukałam lukrowanych babeczek. Szłam tak jakiś czas, aż nie wpadłam na coś, a dokładniej na kogoś. Zderzyłam się z jakimś wilkiem i dopiero wtedy odzyskałam pełną świadomość. Zamrugałam parę razy i spojrzałam na basiora. Nawet nie byłam zbytnio zdziwiona, gdy ujrzałam tam nie nikogo innego jak właśnie... Aflana.

Aflan? Nie miałam pomysłu na opo >.<