Z całej siły powstrzymywałam chęć kichnięcia i cofnęłam lekko tyną łapę, przygotowując się do skoku na kolejną sarnę. Niestety, na moje nieszczęście nadepnęłam na suchą gałązkę, która pękła pod moim ciężarem. Warknęłam cicho pod nosem i rzuciłam się na uciekającą sarnę, której cztery towarzyszki już dawno zaniosłam na pożarcie członkom watahy. Właściwie to sama nie wiedziałam co robiłam, ganiając się za tą piątą.
Zwierze szybkim biegiem wkroczyło na teren głębokiego lasu, dlatego przyśpieszyłam jak tylko się dało, żeby nie zgubić jej z oczu, gdzieś pomiędzy drzewami. Zadanie jednak nie było takie łatwe, mając na uwadze to, jak gęsto rozstawione były pnie. Rozdrażniona już miałam się poddać, gdy nagle zrobiło się bardziej przejrzyście, a zwierze wyskoczyło gdzieś na leśną ścieżkę. Koniec tego, wystarczająco się dziś nabiegałam. Zatrzymałam się wtedy na tejże ścieżce i spojrzałam pustym wzrokiem na dalej biegnącą sarnę.
Dopiero po usłyszeniu głuchego trzasku upadającego zeszytu zorientowałam się, że ktoś obok mnie stoi. Cóż, jeśli ten ówże osobnik nie spodziewał się wylatującej mu przed nosem sarny, to lepiej żeby się upewnić, że nie dostał zawału. Kiedy odwróciłam się w jego stronę, stał gdzieś na uboczu z lekko rozpartym pyszczkiem. Mój wzrok mimowolnie poleciał w dół, na roztwarty notatnik z zaczątkiem opowiadania. Przeleciałam szybko wzrokiem po słowach i uśmiechnęłam się do basiora.
- Sam to napisałeś? - zapytałam, czując podziw za tak wciągającą na wstępie historyjkę.
- To tylko amatorska baśń - mruknął cicho i podniósł swoją zgubę. Przysiadłam przed nim, wgapiając się w trzymaną przez niego rzecz.
- Amatorska? Chłopie, to wciąga, masz coś jeszcze? - powiedzmy, że pochwaliłam jego umiejętności. No cóż, patrząc na to, to wcale nie była pochwała... - Powinieneś zostać pisarzem czy kimś. Szczeniakom na pewno spodobałyby się takie opowieści - zamerdałam ogonem. - Jestem Nakta, wydaje mi się, czy już cię kiedyś widziałam?
<Maverick?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz