22 czerwca 2017

Od Diala - Cd. Aidena

Napada mnie w środku nocy, skacze na mój brzuch przyprawiając o jego ból, alfa kręci się przy nas, a on sobie siedzi i wkłada pysk pomiędzy łapy. Zajebiście.
- Jednak musiałeś się bardzo stęsknić - ponownie rzuciłem.- Po jakiego czorta ty w ogóle przyszedłeś? - spytałem mając nadzieję, że wyjaśnienia zostaną złożone. Potrzepałem łbem na boki z nadzieją, że dzięki temu pozbędę się wszechobecnej senności. I mi się udało, o dziwo.
- Trudno powiedzieć - odpowiedział szybko, co od razu zapewniło mnie o tym, że nie chce mu się o tym gadać. Przewróciłem oczami, następnym razem to ja skoczę na niego, gdy będzie spał i potem powiem, że właściwie, to nie wiem po co to zrobiłem.
- Okay, powiesz później. To co teraz robimy? - spytałem, rządny przygód. Prawie przestałem się zastanawiać, skąd właściwie wiedział, gdzie śpię. Śledził mnie? Natknął się przypadkiem? A może tym "przypadkiem"? Odpowiedzi było wiele, aż za wiele, jak na chwilę obecną. Usłyszałem ciche prychnięcie. No tak, to po co on tutaj przylazł?
- Jak to co? Idź spać jesteś padnięty - rzucił przez ramię, już się odwracając, żeby odejść. Rozglądnął się na boki, jakby obawiając powrotu Amortencji. I dobrze, niech mu wpieprzy, ale tak po całości. Będzie co oglądać przez następne pięć minut.
- Nie-eeeee - powiedziałem, już rzucając się w jego kierunku i idąc obok. Chłód był przyjemny, o wiele przyjemniejszy od dzisiejszego skwaru, jaki nas napadł. I od razu to zauważyłem, Aiden ( tak go nazwała alfa! ) chyba umierał ze szczęścia, że nie musi ponownie się kwasić. Aż ta mina seryjnego mordercy z poziomu "ZABIJĘ WSZYSTKICH WE WSZECHŚWIECIE" ewoluowała na "ZABIJĘ CIEBIE, JEŚLI SIĘ NIE ODWALISZ". Aż miło po prostu patrzeć! Promienieje i niesie światło, niczym spadająca gwiazda wśród ciemności. Tyle, że widzę całkiem nieźle. A jego płomień zdąrzył zgasnąć, gdy przyrżnął porządnie o powierzchnię naszej planety.
- Musiała go obudzić... - usłyszałem ciche mruknięcie, niemalże niedosłyszalne.
- Ano, musiała. Inaczej byśmy sobie tutaj tak teraz razem nie szli - formowałem zdanie źle i takim głosem, jakbym nie wiedział, że jest wkurzony tym wszystkim. Zaczynałem się coraz to lepiej bawić. - W więc, zadecydowałeś już gdzie idziemy? - Spytałem, wręcz podskakując podczas wymawiania ostatnich słów. Westchnięcie. Głośne, nie ukrywane, wydarło się z pyska towarzyszącego mi basiora.Również westchnąłem naśladując go. Ściągnąłem brwi, opuściłem nisko łeb, wzrok wbiłem przed siebie, łapy dostosowałem do tempa oraz rytmu jego, ogonem poruszałem niemalże tak samo.
- Wygodnie ci tak...? - skrzywiłem się, mi wygodnie nie było, i to bez dwóch zdań. - Może pobiegniemy? - zaproponowałem.
- Nie, bo ty zostajesz - odparował głosem nieznoszącym sprzeciwu. Przewróciłem oczami, ponownie wracając do swojej naturalnej pozycji. Ogonem zamiatałem ślady za sobą, robiąc to już niemal instynktownie. Pożyteczne i fajne - ogon się męczy i nie muszę go gryźć, żeby na mnie nie idiota skakał (?).

< Brak pomysłu, wybacz proszę >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz