25 czerwca 2017

Od Mavericka - Do Nakty

Leżałem na grzbiecie, przyglądając się sunącym po niebie obłokom. Chmury, koloru lodów śmietankowych, co chwila zmieniały swoje kształty, poruszane przez łagodny wiatr. Gdyby nie ów chłodny powiew, aż do wieczora nudziłbym się zapewne w swojej jaskini. Nienawidzę upałów.
Jakoś tak wyszło, że wybrałem sobie niezbyt... hm... czasochłonną funkcję obrońcy watahy. Do tej pory jednak ani razu nie wykazałem się na stanowisku, bo nie było takiej potrzeby. Niby dobrze, ale... dni mijały mi leniwie, aż zbyt leniwie. Spacery, kilka rozmów z Sylur i Yuki, lepsze poznanie terenów WNZ - to wszystko zaczęło mnie już nieco nudzić. Monotonność męczyła mnie i w trakcie obserwowania nieba zastanawiałem się, co mógłbym zrobić. I jak na złość nie potrafiłem wymyślić nic sensownego.
Koniec końców wróciłem do jaskini, by zabrać zeszyt z moimi opowiadaniami oraz ołówek i gumkę. Potem usiadłem w cieniu przy chłodnym strumieniu i zacząłem pisać.
Dawno, dawno temu ziemiami dalekiej Północy władała Śnieżna Królowa. Była to piękna, niebieskooka wilczyca o futrze bielszym niż śnieg, a przy tym bardzo dobra władczyni. Dbała o swoich poddanych, wysłuchiwała ich próśb i nie szczędziła złota ze skarbca dla potrzebujących. Co siedem dni o siedemnastej Śnieżna Królowa przychodziła na podwieczorek do jednej z rodzin.
Jednak pewnego popołudnia ulice miasta były dziwnie opustoszałe, co zaniepokoiło Śnieżną Królową. W drodze do domu miejscowego medyka nie spotkała ani jednego wilka. Gdy dotarła do mieszkania, w którym miała zjeść podwieczorek, zapukała w drzwi. Nikt jej jednak nie otworzył. Śnieżna Królowa ostrożnie zajrzała do środka. Widok był okropny... Medyk, jego żona i trójka szczeniąt, wszyscy przemienieni w lodowe posągi...
Przerwałem pisanie, gdy zaczęło się ściemniać.
Przechodziłem akurat leśną ścieżką, gdy tuż przede mną przebiegła sarna. Stanąłem jak wryty, a zaraz potem, zaledwie dziesięć centymetrów ode mnie, zatrzymała się wilczyca. Zrobiłem krok w bok, wypuszczając przy okazji zeszyt, który otworzył się na pisanej przez mnie baśni. Nieznajoma uśmiechnęła się do mnie, a potem spojrzała na brulion.
- Sam to napisałeś? - zapytała.
- To tylko amatorska baśń - mruknąłem, podnosząc zeszyt, ale i nie odpowiadając na zadane przez wilczycę pytanie.

<Nakta?>

Nakta nie będzie jedynym wilkiem bez opa, yaay

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz