18 czerwca 2017

Od Maverica - Do Yuki

Jak dobrze było znowu znaleźć się na pustkowiu.
Ostatnie dwie doby spędziliśmy wraz Sylur w mieście, głównie kryjąc się albo uciekając przed hyclami. Moja towarzyszka wpadła na genialny pomysł "skrócenia" sobie drogi, która w rzeczywistości trwałaby krócej, gdybyśmy ominęli tą betonową dżunglę. W dodatku prawie nie piliśmy, a naszym jedynym pożywieniem były resztki ze śmietnika. Moja duma i godność ucierpiały nieco po tym okresie naszej wędrówki.
Hej, Maverick - odezwała się w moich myślach Sylur. - Też czujesz zapach innych wilków?
Tak - odpowiedziałem jej w ten sam sposób.
To chyba jakaś wataha. Może byś tak dołączył? - zapytała kotka w pewien szczególny sposób. Taki, dzięki któremu wylądowałem w mieście.
Nie, dzięki, Sylur. Nie pamiętasz, co się stało, gdy ostatnio zgodziłem się na twój pomysł.
Ale teraz mógłbyś zdobyć nowych przyjaciół - nie zniechęcała się kotka.
- Wystarczasz mi ty - prychnąłem na głos, chcąc uciąć rozmowę.
Chociaż spróbuj - nalegała czarna kocica. Westchnąłem. Sylur była jedyną osobą, która mogła zmienić moje zdanie w takich i podobnych kwestiach. A i tak nawet czasem jej się to nie udawało.
Zastanowiłem się nad jej słowami. Mógłbym zdobyć nowych przyjaciół... No, z moim charakterem to raczej będzie ciężkie do wykonania zadanie. Ale mógłbym też trochę odpocząć od ciągłej podróży, która trwa już tyle lat...
- Niech ci będzie, Sylur - mruknąłem do kotki. Moja towarzyszka od razu się rozpromieniła i poprowadziła mnie w kierunku, jak sie zdawało, watahy, jakbym był szczeniakiem albo wilkiem pozbawionym zmysłów. Podążyłem za nią, zastanawiając się, jak duża jest to wataha, czy znajdę tam spokój i tak dalej. W końcu i tak skończyło się na rozmyśleniu nad jednym z moich opowiadań. Na wymyślanie i zapisywanie historii poświęcałem ostatnio jeszcze więcej czasu niż zwykle.
- Yuhuu! - usłyszałem nagle wołanie i spośród drzew wypadła na mnie jakaś czarna wilczyca z burzą lazurowych włosów. Upadłem na ziemię, a nieznajoma zaśmiała się jak jakaś wariatka. Wlepiłem w nią mocno zaskoczone spojrzenie.
- Co się tak patrzysz? - zapytała, wciąż uśmiechnięta. - Nie widziałam cię tutaj wcześniej. Jesteś tutaj nowy?
- Nie - odpowiedziałem, przekręcając się na bok i wstając. Spojrzałem na wilczycę z przyjemniejszej perspektywy - już nie od dołu, ale stojąc naprzeciw niej.
- O, a chciałbyś dołączyć? Wataha dopiero się rozrasta, przydaliby się nowi członkowie.
- Szczerze mówiąc, miałem taki zamiar...
- O, to super! - ucieszyła się czarna wadera. - Zaprowadzę cię do Amortencji, to Alfa.
- Eh, dobrze... - powiedziałem i zobaczyłem, jak wilczyca odbiega. - Zaczekaj!
Nowopoznana stanęła jak wryta i obejrzała się na mnie przez ramię. Podszedłem do niej, kuśtykając. Na razie wolałem nie zdradza się z tym, że jeszcze zdołam za nią nadążyć.
- Nie znam twojego imienia - powiedziałem, idąc obok niej. Wilczyca dostosowywała się do mojego tempa, choć z trudem - musiała być pełna energii.
- Jestem Yuki - oznajmiła. - Co się stało z twoją łapą?
- Miałem wypadek - mruknąłem nieco wymijająco. - Ja jestem Maverick.
<Yuki?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz