25 czerwca 2017

Od Amor -Cd. Shane

Wywijałam  młynki, zabijałam zatruciem, próbowałam perswazji - w skrócie starałam się wytępić całe to pospólstwo. Kiedy wokoło mnie zostały już sterty trupów stanęłam zza Shane'em. Czekałam na rozwój zdarzeń. Mężczyzna klęczał nad ogromnym pegazem, zdjął koszulkę, by owinąć zranione miejsca na ciele konia. Naprawdę mi to zaimponowało. 
- Pomożesz mi go przenieść? - zapytał Shane. 
- Pewnie. - odparłam. Problem polegał tylko na tym, iż nie wiedziałam jak. No cóż w każdym bądź razie udało nam się wierzchowca przetransportować do mojej jaskini. Całą noc spędziliśmy na leczeniu zranień. 
- Tak w ogóle to skąd znasz się na potworach? - zapytałam.  Shane milczał. Wzruszyłam ramionami i zajęłam się pracą. 
- Muszę iść po Exan'a. - rzekłam.
- Po co? - zapytał Shane. 
- Widzisz tą dużą ranę na brzuchu? Musi ją zszyć. - odpowiedziałam. Basior kiwnął głową. Wyszłam  z jasini w poszukiwaniu Exana, bądź jakiegokolwiek medyka. Po jakimś czasie udało mi się takowego znaleźć i przyprowadzić do jaskini. Zabieg trwał conajmniej godzinę jednak było warto. Położyłam się na łóżku i zasnęłam. Obudziłam się około szóstej rano, Shane czuwał praktycznie całą noc.
- To co z nim zrobisz? - zastanawiałam się.
- Przygarnę go. - odparł basior. Pegaz powstał, prezentował się cudownie.
<Shane?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz