17 czerwca 2017

Od Aflana - Cd. Amadeusza

Szedłem przed siebie nieśpiesznym krokiem, wyraźnie czułem nieprzyjemną atmosferę zrodzoną między nami. Co prawda jakoś mi to nie przeszkadzało, jednakże a jakimś stopniu odczuwałem pewien dyskomfort. Być może dlatego, iż spędzałem czas z wilkiem, który prawdopodobnie mnie nie polubił i tego nie zrobi, a ja także jeszcze nie zdążyłem się do niego przekonać. Słowa, jakie wypowiadał wydawały się być wymuszane, każde pojedyncze ociekające niepewnością, jakbym zaraz mógł się na niego rzucić i rozszarpać na małe kawałeczki. Po części tak było, ale tylko po części.
- Jeszcze kawałek - odparłem nieco łagodniej, niż wcześniej, jakbym przemawiał do zmęczonego, wrażliwego szczenięcia. Tak, urodzony ze mnie tatuś, niewątpliwie. Gdyby basior podniósł wzrok, z pewnością już by zauważył góry widniejące jakiś niecały kilometr dalej. Ale cóż, najwyraźniej skupiony był na tym, by nie spojrzeć ani na mnie, a co się z tym wiązało, również i przed siebie nie zauważył sporych dla oka wzniesień otoczonych drzewami.
- Jak cię zwą? - spytałem go, głównie dlatego, iż nie miałem bladego pojęcia, jak uzupełnić myśli stłoczone wokół słowa "on". Zrównałem się z nim tak, by iść ramię w ramię i dostosowałem tempo stawianych kroków. Przekrzywiłem głowę w jego stronę, ale nie napotykając żadnego spojrzenia ponownie spojrzałem przed siebie. Odgrywanie pewnego, stanowczego samca bywało męczące. Właściwie, to już nie grałem, robiłem to coraz rzadziej. Po prostu staję się chyba poważniejszy, niż zwykle, ale czy to dobrze? Skoro, jak widać po tym spotkaniu, samym swoim sposobem bycia już odpycham od siebie inne wilki, to czy jest jakikolwiek sens przebywania z nimi? Bycie samemu mi nie przeszkadza, ale samotność to już inna sprawa. Wielu żyło lub nadal żyje w taki sposób, ale jak to odbija się na ich psychice?
- Amadeusz - odparł krótko. Zaśmiałem się w duchu, na prawdę? Nie chodziło raczej o to, jak dostojnie i poważnie brzmiało to imię lecz o to, że spodziewałem się bardziej czegoś typu, jeśli już używamy tradycyjnych imion, to Nicolas, nawet już Eric, ale Amadeusz? Całkiem śmiesznie wyszło, trzeba przyznać.
- Brzmi jak imię poety - zauważyłem, wyrażając swoje zdanie. Wybitnego, wielce wykształconego poety. Starającego się dorównać, albo i nawet już przewyższającego wszystkich znanych mi twórców wierszy, fraszek, jak i innych tego typu utworów. Czysta, intrygująca poezja w porównaniu do tej, która nie opiera się głównie na kobiecych łzach oraz fatalności mężczyzn, po części seksizmie, jest niezwykła i wprost nieopisana, niemożliwa do pojęcia. I dlatego tradycyjna Szymborska jest sto razy lepsza od właściciela wiersza o tym, jak to smutno jest żyć ze złamanym sercem, że jedyną nadzieją jest rzucenie się w wodę pełną rekinów, nie ma szans na dobre życie,... Te pierdoły już mnie przerastają, doprawdy.
< Amadeusz? Moja wena również siadła ;v >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz