17 czerwca 2017

Od Jake'a - Cd. Shaku

Ktoś mógłby powiedzieć, że ciężkie jest prowadzenie podwójnego życia. Jednak nie dla mnie. Idealnie dopełniam byt wilka z ludzkim światem. Mimo, że więcej czasu spędziłem jako ludzki dzieciak. Och, jak dobrze pamiętam ten dzień. Kto by pomyślał, że pod wpływem złości, na dodatek w szkole, sześciolatek zmieni się w szczeniaka. Wszystko to działo się podczas jednej z przerw. Byliśmy wtedy na podwórku. Jeden z moich “kolegów” wykopał moją ulubioną piłkę gdzieś w krzaki. Oczywiście, że nie mogłem mu tego puścić płazem. Ugryzłem go w kostkę. No, ale nie mocno, bo jednak takowej dużej siły wtedy nie miałem. Nadal nie mam, heh. Mimo jego zapewnień, że to byłem ja, nauczycielki stwierdziły że ów dzieciakowi rozszalała się wyobraźnia i ugryzł go jakiś błąkający się pies. Sam przez pewien czas potem myślałem, że jestem wilkołakiem. Jakież było moje zdziwienie, gdy ojciec mi wszystko wytłumaczył. Potem sam z matką zademonstrowali mi przemianę. W skali od jednego do dziesięciu moja ekscytacja osiągnęła sto. Z czasem wszystko już zrozumiałem. Rok w ciele wilka, nie pokazywanie się ludziom zostało wyjaśnione moim rzekomym wyjazdem do szkoły. Kto by pomyślał, że tak to wszystko się potoczy. Jakby było tego mało, znalazłem całkiem niedawno watahę.
Żeby jakoś sobie to wszystko poukładać, zająłem jedną z jaskiń. Była jednak bardziej do odwiedzin i tymczasowych pobytów, niż stałego zamieszkania. Ludzkie wygody były dla mnie prostszym rozwiązaniem. To był jeden z tych dni, kiedy to przekroczyłem próg mojej “samotni”. Nie bez powodu tak nazywam to miejsce. Raczej nikt mnie tu nie odwiedza, a i wejścia pilnuje duch niedźwiedzia. Ot, tak na wszelki wypadek. Nie chciałem, żeby cały mój tamtejszy dobytek padł ofiara jakichś złodziei. Strach pomyśleć, co by się stało, gdyby ktoś mało rozumny dorwał w łapy trucizny i wszystkie księgi o truciznach. Równie dobrze mógłbym wszystko to trzymać w swojej kawalerce, ale czy to nie byłoby podejrzane? Chłopak, który mieszka sam, znosi co i rusz coś do domu. Robi trucizny, a może i handluje prochami. Całe te tłumaczenie się potem i cały raban tym spowodowany… To byłoby zbyt upierdliwe, a i nie chciałbym zwalać problemów na rodzinę. W lesie mało kto się kręci. Pomijając wilki. Mniejsza. Przeglądając zielniki stwierdziłem, że pora je jakoś uzupełnić. Do głowy przyszedł mi pewien kwiat. Znalezienie go na pewno da mi wiele korzyści. Zabrałem więc torbę, wrzucając do niej butelkę z wodą, zielnik, coś do pisania no i do przegryzienia. Kto wie, ile będę tego szukał. Szczerze? Nawet nie wiedziałem, gdzie szukać. Liczyłem na szczęśliwy traf. Ów kwiatek trudno znaleźć. Nie rośnie długo w jednym miejscu. Jest to góra trzy tygodnie, potem usycha i fiuu. Poleciał z wiatrem i tyle go widzieli. Miałem szczerą nadzieję, że znajdę go zanim to się stanie. Takim oto sposobem, przedzierając się przez dziki gąszcz, dotarłem do totemu. Wielkiej, kamiennej bryły z ludzką twarzą. Zdziwiła mnie trochę obecność dziewczyny przy nim. Była niższa ode mnie, miała długie, czarne włosy i fioletowe, błyszczące oczy. Licząc na to, że udzieli mi prostej wskazówki, spytałem jej, czy może nie widziała tego kwiatu. Okazała się być bardziej problematyczna niż myślałem. Jak wiadomo, nic nie ma w życiu, niestety, za darmo. Westchnąłem cicho z niezadowoleniem przewracając oczami.
- A więc?- domagała się odpowiedzi na temat pochodzenia totemu.
- Został zbudowany przez ludzi zamieszkujących te tereny wiele lat temu. Albo raczej był pozostałością po lodowcach, a mieszkańcy wyrzeźbili w nim twarz. Może przedstawiać ich jakiegoś szanowanego wodza lub bóstwo, do którego składali modły. Ciężko stwierdzić. O tej ludności nie ma zbyt wielu informacji. Nikt dokładnie nie wie, jakie ma znaczenie. Najstarsi ludzie z miasta sami dokładnie tego nie wiedzą. Jednak prace są nadal na ten temat prowadzone. Nie bez powodu wielu ludzi tutaj się kręci. Szukają jakichś hieroglifów, znaków, które mogłyby być jakąś wskazówką, czym on jest- wyjaśniłem, zbliżając się do totemu i badając ręką jego powierzchnię.
Sam zbyt wiele o nim nie wiedziałem, mimo przestudiowania wielu książek o kulturze i ludziach, którzy prawdopodobnie go stworzyli. Dziewczyna przez chwilę patrzyła się zamyślona na głaz, co jakiś czas na chwilę na mnie zerkając. Zupełnie, jakby analizowała cały mój wykład o totemie. Nieco zniecierpliwiony jej milczeniem w końcu zacząłem się domagać jej części “umowy”.
- Teraz twoja kolej. Gdzie kwiat- mruknąłem, nie owijając w bawełnę.
- Rany, chodź- jęknęła, wzdychając.
Jakie to upierdliwe.
Szatynka zaprowadziła mnie na mały zagajnik, po części skryty w cieniu drzew. Właśnie tam rosły kwiaty, których szukałem. Podbiegłem do nich, ostrożnie zrywając kilka po kolei. Jeden włożyłem do zielnika, dokładnie go opisując.
- Właściwie…- zaczęła- Dlaczego zależy ci tak na tych kwiatkach? To zwykłe zielsko, które na dodatek kłuje- dodała z wyraźnym niezadowoleniem.
- Dla zwykłych stworzeń to zwykłe zielsko. Jednak dla ludzi takich jak ja, którzy się tym zajmują… To roślina, która potrafi zabić...- stwierdziłem, jednak ta mi przerwała, kiedy byłem w połowie zdania.
- Co?!- krzyknęła, dokładnie oglądając ręce. Podejrzewam, że pewnie się którymś skaleczyła.
- Nie dałaś mi dokończyć. Potrafi zabić, jeśli odpowiednio się ją przygotuje. Kolce służą im do obrony. Dlatego trawa wokół jest wyskubana, a te kwiaty są całe- odparłem.

<Shaku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz