18 czerwca 2017

Od Amadeusza - Cd. Queera

 Nie spodziewałem się, że doczekam się dotyku jego warg. Nie były pełne, nie były słodkie, ani nawet wilgotne. Były puste, bez wyrazu, do tego spierzchnięte jak mało co, a mimo to, czułem jak serce podchodzi mi do gardła, a hormony buzują w żyłach. Ciekawskie ręce na moim ciele, przyciskające mnie do niego, oddech na moim policzku. Mruknąłem nisko w jego usta, zarzuciłem leniwie ręce na jego ramiona. Sapnąłem cicho, uśmiechnąłem się, przywarłem do niego mocniej. Dbał, by nie zahaczyć o świeżą jeszcze ranę na policzku, omijał ją szerokim łukiem. Nie zwracałem uwagi na muzykę, na ludzi, którzy nas mijali. Zacisnąłem palce na tylnej części jego koszulki, wcisnąłem nogę pomiędzy jego uda. 
 Nagle się odsunął, zostawiając mnie spragnionego czegoś więcej niż zwykły pocałunek. Jęknąłem nieco zawiedziony i ponownie oparłem się o umywalkę. Nagle odsunął włosy z mojej twarzy, założył mi okulary, klepnął po tyłku. Uniosłem brwi, nieco zdziwiony tym ruchem. Czekałem na dalszy przebieg zdarzeń. Otworzył się, tak nagle, a może po prostu taki był od zawsze, tylko teraz postanowił z początku skutecznie to ukrywać. Zadarłem głowę i spojrzałem na niego z góry. Nie wiedziałem jak mi się to udało, patrząc na fakt, że byliśmy tego samego wzrostu. 
 Czy byłem aż tak łatwy? Czy naprawdę chciałem, brzydko mówiąc, puścić się w pierwszym lepszym napotkanym kolesiem? Czy popęd seksualny, aż tak bardzo obiera mi zdolność racjonalnego myślenia? Czy byłem, aż tak uzależniony od działu erotyki, że byłem gotów zrobić to w każdym momencie, w każdym miejscu? Choćby teraz, na tej chłodnej, brudnej umywalce? W towarzystwie kilku innych rozjuszonych facetów, którzy z chęcią by na to popatrzyli? Widocznie tak. Byłem po prostu całkowicie uległy tej części mojego umysłu. 
 Odchyliłem się nieco do tyłu i zmrużyłem oczy. Skanowałem go intensywnym spojrzeniem. 
 - Chcesz to dokończyć? - Spytał nagle. Poczułem jak moje wnętrzności skręcają się z ekscytacji, wszystko podchodzi do gardła, oddech przyśpiesza, podobnie jak puls. Zacisnąłem pięści i szczęki. Zmarszczyłem brwi i uśmiechnąłem się moim firmowym, szelmowskim uśmieszkiem. Zazwyczaj podroczyłbym się jeszcze chwilę, udawał, że się zastanawiam, ale tym razem nie miałem takiego zamiaru. Nie miałem na to czasu, sił, ani ochoty. Zamiast tego ponownie zbliżyłem się do mężczyzny. Flirtowanie w męskim klopie, który śmierdział alkoholem, papierosami i wymiocinami. Uroczo. 
 Ułożyłem szczupłą dłoń na jego policzku, zacząłem gładzić go kciukiem. Uśmiechałem się delikatne, zerkając w jego oczy, które dalej nie przedstawiały żadnych uczuć. Dalej miał tę zasraną pokerową minę. Musiałem wydusić z niego coś więcej. Potrzebowałem widzieć taniec emocji na jego twarzy. Ogień w jego oczach, skrzywienie ust. Ująłem więc jego drugi policzek wolną dłonią. Przyciągnąłem go do siebie, chuchnąłem na spuchnięte wargi. Dalej nic. Warknąłem cicho i obdarowałem go szybkim, delikatnym pocałunkiem. Mruknął, nisko, pełen zadowolenia. W końcu jakaś reakcja z jego strony, nie tylko beznadziejne stanie, jakbym całował się i obcował z rzeźbą, a nie z istotą żywą. 

Uniósł delikatnie kąciki ust. To był ten uśmiech. Jego uśmiech. Ulubiony uśmiech wszystkich, z którymi kiedykolwiek się spotkał. Już nie kontaktował. Już był odcięty od świata, naćpany pragnieniem i zapachem drugiego ciała. Włosy Camusa pięknie pachniały. Były miękkie, wplatał w nie swoje chude palce, pociągał je, tarmosił, momentami nawet szarpał. Drugi robił podobnie, jednak bardziej od włosów Amadeusza upatrzył sobie jego ciało. Szczególnie biodra i pośladki, które ciągle ściskał, wbijał w nie palce, pewien tego, że zostaną tam siniaki, utrzymają się na jego skórze przez kolejne kilka dni, podobnie jak malinki, pozostawiane na szyi młodszego. Jęczał i uśmiechał się. Nikt nie zwracał na nich uwagi, mimo, że znajdowali się w klubie, pośród tańczących i całujących się ludzi. Nie chciał robić tego tam, ale nie był w stanie dotrwać dalej, więc gdy ledwo opuścili łazienkę, rzucił się ponownie na blondyna. Molestował jego twarz ustami, całował, lizał, przygrzał żuchwę. Podniósł go, a Amadeusz posłusznie objął jego biodra nogami. Został przyparty do ściany, zarzucił więc ręce za jego szyję, i zaczął atakować go z góry. Mruczeli, sapali, ocierali się o siebie i łączyli spragnione siebie nawzajem wargi. Nagle coś go tknęło. Odsunął się od blondyna i sapnął. Czuł się dziwnie. Jakby wcale tego nie chciał. Jakby miał dosyć szukania tylko przygód na jedną noc. Wrażenie to jednak minęło wraz z pocałunkiem skierowanym prosto na obojczyk właściciela czerwonych oczu. Uśmiechnął się kolejny raz tego dnia, bo było mu po prostu dobrze
 - Amadeusz? - Przeklął w usta starszego, gdy usłyszał głos Roweny. Nie miał zamiaru z nią rozmawiać, więc znowu wbił nos w policzek blondyna, ukrywając przy tym swoją twarz. Czuł dłoń na swoim brzuchu, ciekawskie jego kształtów palce muskające powoli jego boki. Wbił kolczyki w jego policzek, na co blondyn syknął cicho. - Amadeuszu! - Powtórzyła dziewczyna, po czym szarpnęła mocno czarne włosy. Wspomniany chłopak krzyknął i spojrzał oburzony na przyjaciółkę. Jego oczy płonęły żywym ogniem, który rozpalony przez Camusa, teraz miał ochotę jedynie pochłonąć brunetkę, która wpatrywała się w jego rozwalony policzek. Rana na kości jarzmowej dalej delikatnie krwawiła. - Jezus Maria, nic ci się nie stało, Deusz! - pisnęła. Blondyn przestał molestować okularnika, by zerknąć na dziewczynę, Przytulał głowę do piersi młodszego i oddychał głośno. Drugi natomiast powoli przeczesywał i gładził jego włosy, napawając się przy tym ich miękkością. - Złaź z niego, jedziemy do szpitala, natychmiast. - Złapała go za nadgarstek i pociągnęła tak mocno, że prawie ich przewróciła. Camus sapnął, a Amadeusz pisnął przerażony, dalej jednak uporczywie trwał przyciśnięty do blondyna. 
 - Dobre żarty, nie spieprzysz mi kolejnego wieczoru - Bąknął. Dziewczyna zaczęła wiązankę przekleństw wyrażającą jej zirytowanie jego osobą, tym jak bardzo nieodpowiedzialny był, że skończy dwa metry pod ziemią, że jest skończonym idiota i ma go serdecznie dosyć, po czym dalej ciągnęła go w celu pojechania do kliniki. Turkusowe pasmo opadło mu na oczy, odgarnął je więc i dalej zostawał przy swoim. Nie miał zamiaru stracić takiej szansy. Nie miał zamiaru spędzić wieczoru na zszywaniu policzka, a następnie samotnie na swoim materacu, bez ciała obok. Nawet tego, które nic by dla niego nie znaczyło. Potrzebował po prostu kontaktu fizycznego. 
 Krótka szarpanina z perkusistką, wymiana ostrych jak żyletki słów, a następnie odejście zrezygnowanej Roweny, której jedynie zostało kląć cicho pod nosem. 
 Zerknął na blondyna. Odgarnął włosy z jego buzi, ucałował krótko jego usta.
 - Na czym skończyliśmy? - Wyszeptał mu niskim głosem prosto w spierzchnięte wargi.

< MEH. >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz