17 czerwca 2017

Od Aflana - Cd. Amnesii

Wcześniej głośno bijące serce, teraz zatrzymało się i przez krótką chwilę, stającą się dla mnie wiecznością, stanęło. Ziemia pękała pod moimi łapami, tworząc wyraźne, coraz bardziej widoczne i rozległe linie. Starałem się nie poruszyć, ale mimo to skała nie ustępowała. Rozglądnąłem się na boki, całkowicie zapominając o obecności zarówno Ufferna, teraz drapiącego swoimi ostrymi szponami ścianę mojego umysłu oddzielającego nas od siebie, jak i nieznajomej mi wadery - bo jaki inni basior wygląda tak niewinnie i aż swoją słodkością przyprawia mnie o mdłości? Spiąłem mięśnie tylnych łap, gotowy do wykonania skoku i już wygiąłem kark w dół, gdy poczułem mocne uderzenie. Oczy wyszły mi z orbit, a przynajmniej takie miałem wrażenie, a w płucach zabrakło powietrza. W pierwszej chwili myślałem, że to spory odłamek pułki skalnej z wysepki znajdującej się wyżej właśnie na mnie wylądował, ale zamiast spadać, uniosłem się do góry. Kolejne uderzenie wstrząsnęło całym moim ciałem, zdawało mi się, że jestem przygniatany do podłoża. Ale wciąż żyję! Złapałem łapczywie oddech dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie prowadziłem wymiany powietrza od parunastu sekund i jest to mocno uciążliwe. Przed oczyma mignął mi jasny kształt i zdawało mi się, że widzę wszechobecne, porywane przez wiatr pióra. Jeśli to jakaś chole*na mewa, dam słowo, że ją zjem. Mimo tego, że ptaki wielbię. A propos ptaków, coś zaczęło mnie nie tylko uwierać, ale i chyba próbować wykastrować, gdyż ból jaki poczułem w okolicach moich narządów rozrodczych i nie tylko, stał się nie do zniesienia. Warknąłem zaraz po tym, jak poczułem, że coś odbija się ode mnie i ląduje niemalże dwa metry obok, unikając spadnięcia w odmęty wody jedynie o włos. A owe "coś" okazało się być tym samym wilkiem, którego zauważyłem zaledwie parę minut temu. Poczułem ulgę, że żyję i wdzięczność, że to dzięki niej, ale jednocześnie bezsilną złość, że musiała spaść akurat w to miejsce. Stęknąłem głucho i spróbowałem wstać, lecz udało mi się dopiero za drugą próbą.
Nie zeżresz tej mewy?
Automatycznie zignorowałem głos odbijający się echem w mojej głowie, przepełniony gniewem i rozkoszą. Nie wiem, jakim cudem udało mi się powstrzymać przed pomasowaniem boleśnie pulsującego miejsca i jednocześnie nie uduszenia samego siebie. Jakim cudem cierpienie, nawet gdy on sam w nim tkwi, go tak cieszy? Żyję z wariatem, to jest pewne.
- Nic ci... nie jest? - usłyszałem ciche, niepewne pytanie.
- Poza tym, że od tej chwili jestem bezpłodny, wszystko okay - odpowiedziałem z sarkazmem, przerywając na moment, by móc w końcu ze spokojem wstać i złączyć tylne łapy w taki sposób, żeby zminimalizować nieprzyjemne uczucie. - Jednakże dziękuję tobie za pomoc - uśmiechnąłem się blado i starałem się nie roześmiać widząc zmieszanie samicy. Co prawda być może sam bym sobie poradził, ale i tak nie skończyło się najgorzej.
- Wybacz za... tamto - widocznie starała się nie patrzeć na obiekt, który wcześniej stał się jej gruntem pod łapą, jak sądzę. Chociaż na samo wspomnienie chciało mi się rozszarpać każdego wokół, a tak na prawdę byłą tylko ona, wbiłem pazury w ziemię, zostawiając w niej podłużne, głębokie szramy.
- Dam radę - oznajmiłem z pewnością siebie, chociaż w rzeczywistości zdawałem sobie sprawę z tego, że czeka mnie przyszłość przemierzana tip-topami.
< Amnesia? Boże, jestem na to za zboczona xd >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz