15 czerwca 2017

Od Amadeusza

 Głośno charknął, po czym bez jakichkolwiek skrupułów splunął na chodnik. Skrzywiłem się na ten widok. Dobrze wiedziałem, że chłopak nie jest ułożony, wręcz przeciwnie, nie interesowały go nawet podstawy savoir vivre, ale być aż tak niekulturalnym? Z kim przyszło mi się zadawać. Dopaliłem papierosa i zgasiłem go w popielniczce, którą ustawiliśmy na parapecie, przy którym przyszło nam się usadowić. Obserwowaliśmy z góry miasto, które tętniło życiem. Były to nasze ostatnie chwile w ukochanym mieszkanku, które wynajęliśmy półtora roku temu. Wszędzie walały się już kartony z ciuchami i innymi prywatnymi rzeczami, oraz butelki po alkoholu. Typowe mieszkanie dwójki znajomych, którzy nie mają w życiu nic lepszego do roboty jak wieczne balowanie. Zerknąłem na Thomasa, który właśnie przytykał do ust szyjkę zielonej butelki. Uśmiechnąłem się do niego słabo. Wiadome było, że się rozchodzimy, zadecydowaliśmy o tym dobry miesiąc temu i już wtedy zaczęliśmy szukać własnych domów. 
 Westchnął głośno, gdy pod kamieniczkę podjechał ten słynny samochód od przeprowadzek. Spojrzał na mnie z czystym rozczarowaniem w oczach, a mimo to dalej starał się radośnie uśmiechać. Absolutnie mu to nie wychodziło. Odstawił butelkę i poszedł otworzyć drzwi, bo grupka mężczyzn, która miała za zadanie wynieść wszystkie meble z mieszkania, właśnie przyszła i zapukała do zniszczonych wrót ich nory. Pamiętały one liczne bójki i momenty irytacji, można było to stwierdzić po śladach butów, wgnieceniach i dużej dziurze na wysokości mojego kolana. Po chwili Thomas wrócił do mnie i ponownie oparł się łokciami zrezygnowany na barierce balkonu. 
 - Będę mieszkał po drugiej stronie miasta - Powiedział nagle, nie patrząc na mnie, a na budynek naprzeciwko. Skinąłem głową, mimo, że tego nie widział. - Ty? - Odwrócił ku mnie swoją głowę. Był niższy i lekko ją zadzierał. Jego brązowe włosy, zawsze w nieładzie i tym razem opadały mu chaotycznie na oczy. Był przystojny, to trzeba było przyznać. Miał mocne brwi, które zawsze tak idealnie podkreślały jego mimikę twarzy. Silna żuchwa, lekko skośne, przenikające cię na wylot oczy. Wyróżniał się z tłumu, mimo, że za bardzo się nie starał. 
 - Znalazłem watahę - Mruknąłem cicho, drapiąc się przy tym po świeżo ogolonym policzku. Od dawna nie byłem w stadzie, o wiele lepiej czułem się jako samotnik, który błąka się po Ludzkich Miastach w postaci człowieka, jednak tym razem instynkty i tęsknota za poruszaniem się na czterech łapach wygrała. 
 - Watahę? - Wręcz słyszałem jak się uśmiecha. Sam był wilkiem, ale porzucił ten styl życia już dawno temu. Zawsze mówił, że nie ma już ochoty ganiać za sarnami i użerać się z upierdliwymi zasadami narzucanymi przez Alfy. Spędził w taki sposób zbyt dużą część życia. 
 - Watahę - Odparłem pewnie, zagryzając zęby na wnętrzu swojego prawego policzka. Już nic nie odpowiedział, jedynie dokończył piwo i wyrzucił butelkę do kosza na balkonie. 
 Milczeliśmy do czasu, gdy oznajmiono, że wszystko jest już wyniesione. Stanęliśmy przy drzwiach od dawnego mieszkania i spojrzeliśmy na pustą już przestrzeń. Wydawało się teraz być trzy razy większe niż zwykle. Thomas zagarnął mnie do przyjacielskiego uścisku, poklepał po plecach i opuścił ze mną pod ramieniem domek. 
 Potem nadeszło tylko rozstanie i rozejście się w całkowicie dwie różne strony. Pewne było, że jeszcze się spotkamy. Prawdopodobne, że może jeszcze kiedyś razem zamieszkali. Niemożliwe natomiast, by ponownie przeżyć te chwile. 

 Postawiłem pierwszy krok łapą na nowej ziemi. Nowe tereny, nowi ludzie, nowy początek. Zastanawiałem się jak to będzie ponownie widzieć świat z wysokości metra i trzydziestu centymetrów. Chodzić na czterech kończynach, czuć futro na całym ciele i mieć ten parszywy ogon, który nigdy nie chciał ze mną współpracować. 
 Rozglądnąłem się nieco zdezorientowany. Zapomniałem jak zachowywać się w tej społeczności. Mam być stanowczy, zaznaczać swoje wartości? Czy może być przyjazny dla innych i traktować innych po "kumpelsku". Chyba druga opcja była lepsza, przynajmniej miałem możliwość nie narobienia sobie kłopotów już pierwszego dnia. Uznałem, że skierowanie się ku Alfie było nieco bezsensu. Miała własne, ważniejsze zajęcia, a jakiś czas temu udało mu się już wszystko z nią przedyskutować. 
 - Hej - Powiedziałem śmiało do pierwszego lepszego napotkanego wilka. Posłałem mu delikatny uśmiech i szybkim ruchem nosa poprawiłem zjeżdżające z niego okulary. Przekręcił lekko łeb, ukazując zainteresowanie moją osobą. Nietypowo. - Czy będziesz tak kulturalny, aby pokazać mi gdzie mniej więcej są jakieś jaskinie należące do watahy? Jestem nowy i nie miałem jeszcze okazji zaznajomić się z tutejszymi tere... - Nie dokończyłem, bo wilk całkowicie mnie zignorował i zgrabnie mnie wyminął. Zmarszczyłem brwi i prychnąłem, odsłaniając kły. - Czy to jakaś kpina? - Warknąłem sam do siebie.

< Amadeusz ładnie prosi o pomoc w oprowadzaniu po terenach. Biedne dzieciątko, czy ktokolwiek się nim zajmie? :3 >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz